.
Przypomnijmy – na trivium składa się okres gramatyczny polegający na poznawaniu nowego słownictwa, zasad pisowni, fleksji. Na drugim etapie (dialektyki) – zdobytą wiedzę łączy się w logiczną całość. Wreszcie na etapie trzecim (retoryki) – kształtuje się umiejętność wyrażania i stosowania w praktyce zdobytych wiadomości.
Pewien sposób kształcenia w ramach trivium, modny wśród niektórych środowisk na Zachodzie, akcentuje etapowość kształcenia, zamiast koncentracji na nauczaniu przedmiotów. (Co do słuszności tego poglądu na razie nie będę się odnosił.) Na początku zatem poznajemy (faza gramatyczna) za pośrednictwem zmysłów zewnętrznych (np. oczu, dotyku) i wewnętrznych (np. pamięci, wyobraźni). Oceny rzeczy dokonuje władza poznania. W dalszej kolejności umysł analizuje i łaczy w logiczną całość związki pomiędzy przedmiotami (faza dialektyczna), by w końcu wyrazić je na zawnątrz (faza retoryczna). W wielkim skrócie odpowiada to klasycznej teorii poznania.
Poszczególne etapy uczenia się związane są z naturalnymi fazami rozwoju dziecka. Innymi słowy – nie można przeskoczyć od razu do fazy dialektycznej, omijając okres gramatyczny. Rozum dziecka musi najpierw zapełnić się słownictwem, żeby następnie mieć co kojarzyć i wyciągać wnioski.
Etapy poznania zawarte w metodzie klasycznej są w zasadzie potwierdzone przez współczesną psychologię. Można tak przypuszczać, gdyż np. J. Piaget, który jest bazowym psychologiem dla współczesnej psychologii rozwojowej, w zasadzie potwierdza to co opisano powyżej.
W okresie 7-11 lat wyróżnia on okres operacji konkretnych, w którym dziecko co prawda wykonuje pewne operacje umysłowe, ale są one nieodwracalne, gdyż nie potrafi abstrahować (okres gramatyczny). Dopiero między 11 a 15 rokiem życia uczeń wchodzi w okres operacji formalnych, stając się zdolny do abstrahowania i wykonywania działań logicznych (okres dialektyczny).
Z jednej strony mamy zgodę co do istnienia trzech etapów poznania. Jednakże pojawiają się różnice, które mają źródło w innym akcentowaniu roli zmysłów czy umysłu w procesie zdobywania wiedzy. Stąd wziął się podział na szkołę tradycyjną (nie mylić z klasyczną) oraz aktywną.
Warto też podkreślić, że o ile nie ma różnic w dostrzeganiu konkretnych procesów poznawczych, to z punktu widzenia filozofii istnieje różnica w tym co poznajemy. Na przykład zwolennicy kartezjańskiej teorii poznania mówią o poznawaniu idei, a nie realnych rzeczy.
Ten ostatni czynnik ma fundamentalne znaczenie dla uchwycenia różnicy pomiędzy pedagogiką klasyczną a pedagogiką współczesną. W pewnych zewnętrznych przejawach mogą być one nawet czasami zbieżne, ale różnią się co do przedmiotu poznawanego. Ten właśnie czynnik sprawia, że między nimi jest zasadnicza różnica.
Witam serdecznie.
Nie czytałem wcześniej o edukacji klasycznej. Jednak odwiedzając Pana stronę w celu polemiki z tezami przedstawionymi w artykule http://edukacja21.blogspot.com/2010/06/montessori-naturalizm-pedagogiczny.html
chciałem dowiedzieć się czefoś więcej na ten temat.
Czytając powyższy wpis mimo woli nasuwa mi się niebywała zbieżność dążeń i etapów w trivium oraz w pedagogice Montessori.
Dlaczego?
Po pierwsze jak Pan pisze: 'Poszczególne etapy uczenia się związane są z naturalnymi fazami rozwoju dziecka. Innymi słowy – nie można przeskoczyć od razu do fazy dialektycznej, omijając okres gramatyczny. Rozum dziecka musi najpierw zapełnić się słownictwem, żeby następnie mieć co kojarzyć i wyciągać wnioski.'
W pedagogice Montessori rzecz ma się podobnie.
Okres gramatyczny można by przyrównać w pedagogice Montessori do czasu, w którym dziecko poprzez swoje zmysły, ruch i umysł poznaje słownictwo najpierw ze swojego najbliższego otoczenia (domu, szkoły, podwórka), a następnie coraz bardziej rozszerzającego się na kolejne dziedziny. Przedmiot poznawany jest tu zupełnie rzeczywisty, a Montessori wielokrotnie podkreślała wyższość poznawania rzeczywistości nad opowiadaniem dzieciom bajek i idei.
Na bazie zdobytej wiedzy, a także dzięki przejściu do kolejnego etapu rozwoju, kiedy dziecko zdobywa umiejętność wyobraźni, może ono poznawać rzeczywistość w czasie i przestrzeni, a nie tylko tę lokalną, której może bezpośrednio dotknąć.
Kształtują się w nim również umiejętności łączenia faktów, kategoryzowania ich, klasyfikacji czy wyciągania wniosków (okres dialektyczny?).
Uczy się ono w końcu zwięzłego wyrażania swoich poglądów i wykorzystania zdobytej wiedzy w pracy na rzecz społeczeństwa (okres retoryczny?).
Trafiłem też na artykuł opublikowany przez Pana tutaj:
i stwierdzam, że odnajduję podobne dążenia w edukacji klasycznej oraz edukacji Montessori. A mianowicie:
1) dobrze wyszkolony umysł
2) dbałość o wszechstronny rozwój osoby
3) pomaga w uzyskaniu prawdziwej wolności dzięki zdobytej wiedzy i umiejętnościom
4) dawanie uczniom niezbędnych umiejętności zdobywania wiedzy przez całe życie
W artykule tym w bardzo zdroworozsądkowy sposób podchodzi Pan również do oddzielenia metody nauczania od treści kształcenia. Metodę można bowiem wykorzystać w sposób dobry lub zły.
Pisze Pan bowiem: 'Z kolei w niektórych grupach protestanckich słychać zarzuty, jakoby powrót do antycznej metody prowadził do "zatrucia dzieci pogańskim humanizmem". Takie rozumowanie wynika z nieporozumienia, gdyż przecież tak naprawdę chodzi tu o metodę, a nie treści kształcenia. Jednocześnie trzeba podkreślić, iż ten "pogański humanizm" zawarty w pismach autorów starożytnych stworzył podwaliny pod cywilizację łacińską. Nie sposób jej zrozumieć bez zagłębienia się w podstawowe pisma starożytności (ze wskazaniem oczywiście na ich ciągłość w tradycji katolickiej).'
W podobny sposób podchodzę do oddzielenia metody nauczania zaproponowanej przez Marię Montessori od treści, jakie można tą metodą przekazywać. Faktem jest, że zarówno w metodzie klasycznej, jak i w Montessori poszczególni ludzie mogą ją wykorzystać do odciągania dzieci od wiary szerząc 'pogańskie nauki', co jeśli chodzi o metodę klasyczną można dostrzec choćby w 'Wyznaniach' św. Augustyna.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Mam za małą więdzę na temat edukacji klasycznej, by przypisywać jej i pedagogice Montessori znak równości. Jednak od razu nasunęły mi się te skojarzenia. Dlatego daleki byłbym od kategorycznego przypisywania danej metody czy pedagogiki do kategorii dziedzin trudnych do pogodzenia z nauką katolicką, czy wręcz jej zaprzeczających.