.
Powściągliwość akcentuje raczej unikanie pewnych działań, niż ich eskalację. Powściągliwość w słowach polegać zatem będzie na unikaniu gadulstwa.
Osoba powściągliwa a mowa
Cnoty wzajemnie oddziaływują na siebie, a to oznacza, że ukształtowanie jednej pomaga kształtować pozostałe. Na przykład, dobrze uformowana roztropność, będąc przewodniczką cnót, ze swej istoty musi pozytywnie wpływać na inne.
Jednak dzisiaj zwrócę uwagę na uzdrawiające działanie powściągliwości i to szczególnie wyodrębnionej, bo w obszarze mowy.
Powściągliwość w mowie, tak jak nazwa wskazuje, sprowadza się do oszczędnego posługiwania się językiem, zgodnie z zasadą, że „milczenie jest złotem”.
Przy czym musimy odróżnić samą czynność „postu milczenia” (znaną w wielu regułach zakonnych) od cnoty powściągliwości, która jest jej rezultatem.
Powściągliwość a nawyk
Nie mylmy również nawyku z cnotą. Różnica między działaniem nawykowym, a cnotą, polega na tym, że w tym pierwszym przypadku milczymy w wyniku wyćwiczenia określonego zachowania i nie bierzemy pod uwagę okoliczności.
W przypadku cnoty, przyzwyczajenie może nam pomagać w jej praktykowaniu, ale nasze zachowanie w tej materii reguluje rozum. Dlatego cnota jest powściągliwością w mowie, a nie milczenie dla samego milczenia.
Wspomniana cnota w przeciwieństwie do nawyku milczenia uwzględnia okoliczności, dlatego, kiedy wymaga tego dany stan rzeczy, używa mowy.
Są sytuacje, które wręcz domagają się słów.
Na przykład, odwaga cywilna wymaga od nas byśmy opowiedzieli się po danej stronie sporu. Innym razem konieczne jest werbalne pocieszenie, podtrzymanie na duchu bliźniego. W takich momentach nie możemy milczeć.
Cnota wyważa różne okoliczności i szuka najlepszego rozwiązania, żeby z jednej strony nie ulegać wielomówstwu, a z drugiej – nie milczeć uporczywie, gdy trzeba mówić.
Można na użytek praktyczny przyjąć zasadę, że powinniśmy się odzywać tylko wówczas, gdy jest to konieczne i pożyteczne
Powściągliwość wygasza wiele wad
Uformowana powściągliwość – tak jak wspomniałem na początku – automatycznie „wygasza” wiele innych wad.
Dzięki niej:
- nie obmawiamy innych,
- nie spotwarzamy,
- nie plotkujemy,
- nie okłamujemy,
- nie krzyczymy,
- nie spiskujemy,
- nie przechwalamy się,
- nie narzekamy,
- nie ranimy pochopnymi uwagami,
- nie rzucamy obietnic bez pokrycia itp.
Dlatego z całą pewnością stajemy się bardziej roztropni i sprawiedliwi. Milczenie wpływa też pozytywnie na pokrewną męstwu cierpliwość przez to, że nie nakręcamy jej niecierpliwymi uwagami.
Generalnie – pochopne słowa dekoncentrują, sprawiając, że nasza energia tracona jest na „próżne gadanie”, zamiast koncentrować się na celu.
Milczenie pomaga skupić się na czynach, a nie na pustych, jałowych i szkodliwych słowach.
Jak widać ten mechanizm działa dosyć skutecznie, regulując pozytywnie wiele wymiarów naszej aktywności.
I to jest wlasnie ten punkt, ktorego nie do konca rozumiem..to pewnie z „O naśladowaniu Chrystusa”. Nie jestem osobą gadatliwą-wręcz przeciwnie, nie umiem gadać o niczym, nie mam umiejetnosci tzw. „small talk”. BYlo to dla mnie i jest nadal bardzo duzym problemem w kontaktach miedzyludzkich. Umiem rozmawiac o powaznych sprawach, dyskutowac, ale sa sytuacje kiedy nie czas na to, a wtedy pozostaje glucha cisza ktora jest zwykle bardzo krepujaca. A w pracy, kiedy trzeba nawiazywac nowe znajomosci i kontakty, to wrecz przeszkadza. Wydaje mi sie ze ta regula jets idealna do zycia zakonnego, ale w zyciu cywilnym nalezy ja troche dostosowac. Zgadzam sie ze slowa sa bardzo wazne i trzeba je cenic, ale polozylabym nacisk na to aby „nie mowic ZBYT duzo, bez sensu,nie obgadywac”, a nie na to zeby „mowic TYLKO wtedy kiedy jest to potrzebne”.
Akurat te sytuacje, które Pani wymienia uważam za takie, w których mówienie
jest konieczne. Kiedyś nazywano to sztuką konwersacji.
Ale ile takich sytuacji mamy w życiu, w ciągu dnia? Pewnie to jest indywidualne,
ale doświadczenie życiowe mówi mi, że nie ma ich wiele.
O wiele więcej jest takich sytuacji, w których mówimy i z każdym słowem się
rozkręcamy, bez potrzeby. A później żałujemy wypowiedzianych słów.
Bezpieczniej jest mniej mówić, bo wtedy zmniejsza się ryzyko, że powiemy coś, czego będziemy żałowali.
Ale jak wspomniałem w artykule, gdy to konieczne i pożyteczne musimy mówić. To o czym Pan mówi, to jest właśnie ta sytuacja.
Wystarczy, gdy będziemy raczej skłonni do słuchania, niż mówienia w pozostałych przypadkach.
Czy w będąc towarzystwie też należy być powściągliwym w słowach? Tworzy się wtedy sztywna atmosfera, która w Wielkiej Brytanii uważana jest nawet za niekulturalną. Poza tym gentelman powinien umieć bawić damę rozmową. Ale może jednak zyskać możemy więcej, tak jak Pan pisze „wygasić” wiele innych wad?