.
Wstaje kolejny, słoneczny dzień. Godzina: 4 minut 30.
Wakacje, czas wolny, zatem mogę sobie konkretnie popisać. Ale chwila, zanim wezmę się za pisanie artykułów i nowej książki, sprawdzę pocztę. Niewykluczone, że są jakieś pilne wiadomości.
O, mam kilka listów między innymi od Czytelników, na które raz-dwa odpowiem. Raz-dwa trwa około godzinkę.
Opisałem się, zmęczyłem, zatem należy mi się nagroda.
Zrobię sobie chwilę przerwy, coś poczytam, przejrzę czytnik RSS. W czytniku mam kilkadziesiąt różnych stron. Przeglądam, co tam mam ciekawego? Coś tam mam.
Czytam, wchodząc na strony źródłowe artykułów. Na stronach źródłowych znajduję inne ciekawe teksty – czytam. Czytanie przecież to mój żywioł, dowodem jest grubość szkieł w moich okularach.
Poczytałem – jest ósma. Nie ma co się brać za pisanie. Trzeba zjeść śniadanie.
Ok. zjadłem śniadanie. Jestem znowu przy swoim laptopiku. Słońce zaczyna grzać coraz mocniej, zasłonię okno. Ale zanim zacznę pisać sprawdzę jeszcze raz pocztę. W międzyczasie mogło coś ważnego spłynąć, np. z mojego biura rachunkowego. Z biura nic nie ma, ale są inne listy, skanuje je wzrokiem. Spadło kilka newsletterów – odwiedzam ich strony. Czytam – wszak „czytanie to mój żywioł… ” Skaczę ze strony na stronę, niczym… małpa po drzewach.
Dobra. Dość. Wystarczy. Biorę się za pisanie. Już pół godziny przed 10. A ja jeszcze nic nie napisałem. Udało mi się otworzyć stronę z nadgryzionym dzień wcześniej tekstem. Jednak rozkołysane myśli nie mogą się skoncentrować na temacie. Próbuję coś stukać – nie idzie.
Nie wiem, jak to się stało, ale ocknąłem się na Facebooku, coś komuś odpisywałem, była 11.00.
„- No, nie… Już prawie południe, a ja nic nie zrobiłem. Dobra, teraz już naprawdę biorę się za pisanie”. Próbuję znowu czytać rozpoczęty artykuł, by się wgryźć w tematykę. Ale myśli wirują, krążą wokół przeczytanych tekstów i newsów. Nic z tego nie będzie.
Zapada decyzja: „- E, nie będę pracował dalej nad tym artykułem. Nawet nie wiem o co mi w nim chodziło? Napiszę inny, o tym, co dzisiaj przeczytałem i co aktualnie chodzi mi po głowie głowie.”
Już nawet zacząłem stukać nowy tekst, ale po kilku minutach przypomniałem sobie, że jeszcze nie sprawdzałem dzisiaj pewnego portalu. A później… to już był obiad, a po obiedzie koniecznie drzemka. Po drzemce, coś porobiłem w garażu, a wieczorem znowu… wziąłem się za pisanie. Zacząłem od przeglądania popołudniowej poczty…
* * *
Tak mniej więcej działa mechanizm odkładania. No tak, pouczam ludzi o klasycznym wychowaniu, kształceniu charakteru, a tu takie buty. Czyżby strzał w stopę? Przyznanie się do słabości?
Nie do końca… To raczej zobrazowanie wspomnianego mechanizmu i uświadomienie go Czytelnikom. Przyznaję – zdarzało mi się wpadać w ten kołowrotek, który bezlitośnie wkręcał mnie do środka. Jednak świadomość jego istnienia, sprawiła, że skutecznie zacząłem go zwalczać.
Dowodem książka, którą udało mi się w te wakacje… prawie napisać. (Co prawda wymaga jeszcze doszlifowania, a szlifowanie też zajmuje sporo czasu, ale robota koncepcyjna już za mną.)
O książce więcej w swoim czasie.
Teraz będzie puenta: nie zaczynajcie dnia od poczty lub „facebooków”, bo rozjedzie się wam dzień. Trzymajcie się planu.
Plan to podstawa.
No, cóż… Ja też mam silny infoholizm, i dopiero powoli uczę się nad nim panować – więc dobrze rozumiem takie sytuacje 🙂
Właśnie siadłam do laptopa by pisać zadany mi tekst. „Przypadkiem” na fejsbudzka, wiadomo, a tu taki artykuł. Poprawiam się.
Tak, „przypadek” to podstawa.