.
Chrześcijańskie życie opiera się na pewnym paradoksie. Rozwój duchowy wiąże się z nieustanną walką, pokonywaniem słabości (pokus), a to zawsze naznaczone jest ryzykiem porażki. Z kolei nie podejmowanie tego ryzyka prowadzi do duchowej stagnacji.
Ukształtowanie jakiejkolwiek cnoty wymaga przezwyciężenia słabości i tym samym pokonania wady (przeciwstawnej jej). Jeśli tego nie uczynimy, nie ukształtujemy sprawności.
Gdy trzeba podejść do wściekłego psa
Nie da się prowadzić spokojnego, sielskiego życia, bo wcześniej czy później i tak zostaniemy wypchnięci na arenę, by stoczyć bój. I tu jest właśnie sedno sprawy.
Jeśli dałoby się w każdej sytuacji wdrożyć ascetyczną radę, która mówi o nie zbliżaniu się do wściekłego psa (czytaj: pokusy), byłoby to jakimś rozwiązaniem.
Problem w tym, że nie zawsze jest to możliwe.
Czasami życie podsuwa przypadki tak zawiłe, że przy ich rozwiązaniu musimy wykazać się nie lada roztropnością. Spróbujmy zarysowany powyżej problem skonkretyzować.
Zawiły przypadek
Weźmy taki przypadek: dana osoba unika jasnego i odważnego przedstawiania swoich racji (światopoglądowych, politycznych) w dyskusjach ze znajomymi. Kieruje się obawą, że w ogniu dyskusji (ewentualnej krytyki) wpadnie w gniew i doprowadzi do konfliktu, gdyż tak już bywało w przeszłości.
Efektem jest zwykłe tchórzostwo (przeciwieństwa odwagi cywilnej). Co prawda motywowane specyficznie, ale jednak tchórzostwo. Inaczej tego nie można nazwać, bo taki człowiek nie staje w obronie prawdy, wtedy kiedy powinien to zrobić.
Czy jednak takiemu postępowaniu nie można odmówić pewnej racji? Oto dwa dozwolone tu typy argumentacji: 1 – „Trzeba ludziom mówić prawdę, nie ukrywać się, gdy np. trzeba bronić wiary”; 2 – „Jeśli nie można bez emocji uczestniczyć w takich dyskusjach, to lepiej w nich nie brać udziału, bo przynoszą więcej szkody, niż pożytku”.
Skutek jest mniej więcej taki sam: gdy milczymy, nie przekonujemy; gdy mówimy – również nie przekonujemy, ale dodatkowo skłócamy się ze wszystkimi.
Tak czy inaczej taka osoba zostaje pokąsana przez psa: raz gniewu, a raz tchórzostwa.
Co robić?
Podjęcie odpowiedniej decyzji wymaga roztropności, która może wynikać z naszej asekuranckiej lub z bardziej optymistycznej, bojowej postawy.
W pierwszym przypadku koncentrujemy się na porażce i przewidując ją doprowadzamy do podjęcia asekuracyjnego postanowienia. Jednak w ten sposób nie uda się nam rozwiązać problemu. Dlatego łudzenie się, że wycofanie to przejaw roztropności, jest samooszukiwaniem siebie.
Z kolei podchodząc do zagadnienia optymistycznie decydujemy się na zmaganie z pokusą gniewliwości, nerwowego reagowania w dyskusji, pomimo że przeszłości nasuwa myśl o porażce. Ryzykujemy ewentualny upadek, bo determinacja przełamania złej serii daje taką nadzieję.
To właśnie ta determinacja, ale i (przygotowany wcześniej) racjonalny plan prowadzenia rozmowy, sprawia, że pojawia się szansa na zwycięstwo.
Źródło roztropności
Dodajmy jeszcze, że w pewnym sensie asekurant również jest roztropny, bo nie mając w sobie odpowiedniej woli walki, spodziewa się upadku i rzeczywiście upada. Ale paradoksalnie (w drugim przypadku), mając tę silną wolę zwyciężania postąpi także roztropnie, podejmując odważniejszą decyzję.
Można powiedzieć, że źródło roztropności bardziej jest w nim, niż poza nim. Inne czynniki wpływające na ostateczny wybór (np. analiza swojego zachowania w przeszłości), nie mają takiego znaczenia.
Na powyższym przykładzie widać, że nie zawsze możliwe jest uniknięcie duchowej walki, która jest stałym elementem chrześcijańskiego życia.
Mądrość niech przemówi ostatnia. Znajdą Ją ci, którzy szukają. Ale ci, którzy już wiedzą swoje, mają mądrość tego świata, ziemską, szatańską. Jk 3, 15: Nie na tym polega zstępująca z góry mądrość, ale mądrość ziemska, zmysłowa i szatańska.Jk 3, 16: Gdzie bowiem zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek.Jk 3, 17: Mądrość zaś [zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej, skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy.Jk 3, 18: Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój.
Może najpierw warto w roztropności swej rozważyć, czy w tym konkretnym przypadku uniesienie się gniewem jest niewłaściwe? Ideał rozmowy pozbawionej emocji jest niecnotliwy a stoicki, jako że właściwa miara uczuć (w tym gniewu) należy do definicji cnoty. Jeśli ktoś nie reaguje gniewem na zastane zło, to jest to niedomiar, a nie ideał. Lub nieumiejętne radzenie sobie z gniewem poprzez stłumienie, które daje pozór opanowania i łagodności.
Tu chodzi o rozmowę, która prowadzi do przekroczenia miary w emocji: zdenerwowanie, krzyk, trzaśnięcie drzwiami. Taki rodzaj dyskusji nikogo nie przekona. Oczywiście jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której uniesienie gniewem jest właściwe, ale nie o nią mi chodziło w tym przypadku. Znam osoby, które w walce o „swoje wartości” skłócają się ze wszystkimi dookoła i co z tego.
Oczywiście zależy od sytuacji; np. nie lubię zachowania ludzi, którzy potrafią ze stoickim spokojem dyskutować kwestię aborcji.
Nie lubię też, gdy w imię nierelatywizowania ludzie zachowują się w dyskusji jakby wiedzieli wszystko o wszystkim, szczególnie w dziedzinie, gdzie każda „prawda” jest najmojsza, czyli polityce.
Opisany przykład jest nieco podobny do innego dylematu: ile roztropności („roztropności”?), a ile odwagi w życiu publicznym. Można na przykład wykrzyczeć całą prawdę (z dokładką własnych frustracji) o sytuacji w kraju, gminie czy zakładzie pracy, a potem już się żegnać z robotą, z pozycją w lokalnej społeczności czy z udziałem w życiu politycznym. Można też ważyć słowa, ale grozi to kunktatorskim konformizmem. Jak znaleźć złoty środek?
Opatrzność ludzka jest omylna. Dlatego zawsze będzie niepewność. Nie ma tu ogólnej zasady.
Generalnie: po co krzyczeć? Żeby pięknie przegrać? Choć bywają sytuacje, gdy nie da się milczeć.
Można nie milczeć i nie krzyczeć 🙂
Można zachować spokój, rozważnie wypowiadając swoje uwagi. Można nastawić się nie na krytykę ale na konstruktywne skomentowanie.
Tylko musimy mieć coś sensownego do powiedzenia poza wyrażeniem frustracji.
Niestety bardzo łatwo przychodzi nam krytykowanie kiedy w ogóle nie mamy doświadczenia w danej kwestii, i tylko wydaje nam się, że zrobilibyśmy coś lepiej.
Dlatego często mówię sobie: mniej gadaj, więcej rób; zaproponuj współpracę, pomoc; wypowiadaj uwagi na osobności, w cztery oczy – jeśli już musisz.
Właśnie, żeby się opanować, nie unosić gniewem, potrzebny jest plan działania