.
Neurobiologia w edukacji pełni ważną rolę. Propaganda tzw. „nowoczesnej pedagogiki” od lat opiera się na dwóch niezmiennych mitach: „naukowości” i „nowości”. Odwołanie się do „najnowszych osiągnięć naukowych” jest na swój sposób zrozumiałe, bo samo przez się ma moc rażenia.
Z kolei „nowość” – wiedzą to specjaliści od reklamy – zawsze będzie pociągająca i budząca ciekawość.
Przez dziesięciolecia odwoływano się do nowoczesnej psychologii, głównie psychologii humanistycznej oraz psychoanalizy.
Z tych związków – w wielkim skrócie – zrodziło się to, co dzisiaj ironicznie nazywamy wychowaniem bezstresowym.
Taktyka propagandowa
Po tym jak wychowywane w ten sposób dzieci zaczęły pokazywać co potrafią, jego symbolem stał się kosz zakładany nauczycielowi na głowę. Tym samym wychowanie bezstresowe utraciło swoją wiarygodności w odbiorze społecznym.
Postanowiono zatem ratować sytuację, dowodząc jego słuszności niejako na wyższym poziomie, bo na poziomie nauk biologicznych, szczególnie odwołując się do badań nad mózgiem. Jednocześnie unika się używania nazwy „wychowanie bezstresowe”. Teraz chodzi już o enigmatycznie pojmowaną „nowoczesną edukację”.
Zwracam uwagę na tę uporczywość propagandową. Pomimo, iż doświadczenie i praktyka wychowawcza każe nam odrzucić skompromitowane tezy wychowania bezstresowego, to z uporem wraca się do niego, mówiąc coś takiego: „najnowsze badania dowodzą słuszności tez głoszonych przez przedstawicieli nowoczesnej edukacji”.
Rzecz w interpretacji
Neurobiologia jest nową „królową nauk”, zatem, jeżeli coś w praktyce się nie potwierdza, to „tym gorzej dla praktyki” (tak to mniej więcej wygląda w tej strategii propagandowej).
Brak odwołania się do najnowszych badań z neurobiologii podważa wiarygodność dyskutanta, który łatwo zostaje znokautowany stwierdzeniem: „badania nad mózgiem wykazały…”.
Istotna uwaga: nie zamierzam negować osiągnięć neurobiologii, bo to byłoby niepoważne. Problem polega na interpretacji tego typu badań (a może i ich wybiórczego cytowania, choć, aby to stwierdzić, trzeba bardziej zgłębiać tę nową dziedzinę wiedzy).
Ponadto odnosi się wrażenie, że przynajmniej część badaczy ma dosyć ogólnikową wiedzę z zakresu historii filozofii i psychologii, lub są wyznawcami określonego światopoglądu, co rzutuje na ich interpretacje.
Które badania są prawdziwe?
Przykładem sporów, odnośnie przełożenia badań nad mózgiem na pedagogikę, jest Kinezjologia Edukacyjna. Usilnie propagowana w pewnych środowiskach i mająca być rzekomo oparta na „najnowszych badaniach”.
Jednak tego nie potwierdzają uznani neurobiolodzy. Na przykład w swojej „Opinii naukowej na temat Kinezjologii Edukacyjnej” prof dr hab. Małgorzata Kossut oraz prof. dr hab. Anna Grabowska, krytycznie oceniają tę metodę, pisząc między innymi, że „założenia metody Dennisona [inna nazwa Kinezjologii Edukacyjnej – dop. mój] nie są zgodne ze współczesną wiedzą dotyczącą funkcjonowania mózgu” (cyt. za: ks. Aleksander posacki SJ, „Psychologia i New Age”, Gdańsk 2007)
Innym najnowszym „hitem” pedagogicznym jest namawianie rodziców do rezygnacji nie tylko z karania, ale również z nagradzania. Nagroda ma ponoć stwarzać niepotrzebną presję (jej brak w przyszłości będzie postrzegany jako kara) czy też odciągać uwagę od tego co się robi (por. Alfie Kohn, „Wychowanie bez nagród i kar. Rodzicielstwo bezwarunkowe”, Podkowa Leśna 2013).
Ale oto, dla odmiany, z bestsellerowej pozycji „Siła nawyku” (Charles Duhigg, Warszawa 2013) dowiadujemy się, że nagroda jest podstawą uczenia się nawyków, z których ponoć jesteśmy zbudowani (moje poglądy w tej kwestii to osobna sprawa). We wspomnianej książce zasypani jesteśmy mnóstwem najnowszych badań (także nad funkcjonowaniem ludzkiego mózgu), które mają potwierdzać tezę, że nagrody są podstawą uczenia się.
Które zatem badania są prawdziwe? Te, w których autorzy udowadniają, że nagrody są niepotrzebne, czy te, w których dowodzi się, że nagrody są potrzebne? Przyznam, że się pogubiłem. A przecież jedne i drugie badania są „najnowsze”!
Nie ma rewolucji
Kwerenda artykułów i książek z pogranicza neurobiologii i pedagogiki prowadzi do jednego słusznego wniosku: żadnej rewolucji w pedagogice być nie może. To co poprzez doświadczenie i racjonalne rozważania odkryto już przed wiekami, nie różni się znacząco od najnowszych odkryć.
Jeśli w kultowej książce z tej tematyki (Manfred Spitzer, „Jak uczy się mózg?”, Warszawa 2012) czytam, że podstawą nauczania i wychowania powinien być przykład, to trudno tu mówić o rewolucji. Verba docent, exempla trahunt (Tytus Liwiusz) – o tym wiedziano już w czasach starożytnych.
Dalej, jeśli wspomniany Autor podkreśla, że podstawą nauczania pozostaje nauczyciel, jego charyzma, to w jaki sposób prowadzi lekcje, to można westchnąć tylko: „nic nowego pod słońcem”. *
Status quo
Wniosek: wszystko można odpowiednio zinterpretować, nazwać, zaszufladkować, a niestety, jak to w życiu bywa, dużo zależy od intencji konkretnego interpretatora, jego wiedzy z zakresu historii filozofii i psychologii, a także sympatii ideowych.
Nie twierdzę, że neurobiologia niczego nie wnosi do naszego postrzegania kwestii pedagogicznych, wręcz przeciwnie – twierdzę, że jest nauką pomagającą nam głębiej zrozumieć pewne procesy. Ale nie widzę tu realnej rewolucji na rzecz postrzegania pedagogiki w duchu lewicowo-anarchistycznym, jak to próbuje się nam wmawiać. Wręcz przeciwnie –mamy raczej potwierdzenie, pewnego, znanego od lat status quo.
Problem jest tylko w interpretacji, dlatego – to ważny wniosek – nie można oddawać neurobiologii w ręce jednej opcji światopoglądowej.
* Krótkie dopowiedzenie: istnieją pewne obszary sporne. Ale one wynikają ze wspominanego już sposobu interpretacji badań. O nich postaram się napisać w jednym z najnowszych wpisów.
Foto: OpenClipart
Czy zaburzenia u uczniów z wysokim ilorazem inteligencji opisywane obecnie w psychologii/psychiatrii to też skutek tzw. badań nad mózgiem?
Zawsze mnie zastanawia na czym polegają te „badania nad mózgiem”. Czy np. po śmierci dziwnie zachowującego się człowieka otwiera się jego mózg i bada? Kiedyś nawet starałam się cokolwiek dowiedzieć od pewnego psychologa, który uznaje się za znawcę tematu, ale niczego się nie dowiedziałam.
Istnieje odpowiednia aparatura, która np. monitoruje aktywność poszczególnych obszarów mózgu w trakcie określonych zachowań.