.
Edukacja domowa ponad wiek temu uwarunkowana była sytuacją społeczno-polityczną Polski. Rodzice, którzy decydowali się na edukację w domu zazwyczaj nie mieli wyjścia, bo w małych wioskach, na tzw Kresach, nie było szkół. Jeżeli zaś były, to rosyjskie. Polacy zaś nie chcieli dopuścić, by ich dzieci zostały poddane rusyfikacji.
Rodzice nie mieli zatem wielkiego wyboru: albo sami uczyli dzieci, albo wynajmowali guwernantki. Szczególnie w okresie przedszkolnym poszukiwane były kobiety, które opiekowałyby się dziećmi, ale równocześnie je czegoś uczyły.
Jedno zastrzeżenie. Zasadnicza część tego artykułu opiera się na 4 wspomnieniach przedstawicieli rodzin kresowych , które żyły pod zaborem rosyjskim (ich wykaz znajduje się pod koniec tekstu). Niewielka ilość analizowanego materiału sprawia, że nie chcę wysuwać zbyt daleko posuniętych wniosków. Zdaję sobie sprawę, że w każdej rodzinie nauczanie wyglądało nieco inaczej. Moim celem jest jedynie wprowadzenie Czytelnika w atmosferę edukacji domowej sprzed ponad 100 laty .
▶ KURS AUDIO: MOCARZ ZMIANY
Poznaj DWIE SPRAWNOŚCI, które mają fundamentalne znaczenie dla formowania charakteru dziecka. Zobacz, jaki mechanizm sprawia, że wychowując tylko te 2 cnoty, równocześnie formujesz kilkanaście innych
Guwernantki – wykształcenie i status społeczny
Guwernantki były werbowane poprzez specjalne biura. Jedno z nich, jak relacjonuje kronikarz okolic Mińska Michał K. Pawlikowski, mieściło się w Warszawie.
Domowe nauczycielki nie zawsze były perfekcyjnie wykształcone. Te sprowadzane z zagranicy, miały przede wszystkim nauczyć dziecko podstaw obcego języka, a gdy mogły przy okazji wykazać się innymi umiejętnościami (np. gry na instrumentach), to było im liczone na plus. .
Helena z Jaczynowskich Roth (Grodno), wspomina 17 letnią dziewczynę z Francji, która, nawet z racji wieku, nie mogła mieć solidnego wykształcenia. Dla odmiany w domu Sapiehów pracowała przez wiele lat świetnie wykształcona Angielka. Z kolei Michała K. Pawlikowskiego uczyła francuska dziennikarka, która regularnie wysyłała reportaże do paryskich magazynów.
Wróćmy na chwilę do młodej dziewczyny, która pracowała w domu Jaczynowskich. Pochodziła ona z niezamożnej rodziny robotniczej. Gdy po kilku latach Jaczynowscy przebywali w Paryżu, zaprosili swoją dawną guwernantkę na obiad do restauracji, ta przyszła zażenowana i ubogo ubrana. Dzisiaj to Polacy są biedni i jeżdżą do pracy na Zachód, wtedy było inaczej, to raczej niebogate kobiety szukały posady w polskich (i nie tylko) domach kresowych.
Guwernantka pobożna i… zasiedziała
Kolejna opiekunka Heleny Roth nie dość, że uczyła ją języka francuskiego, to także cnoty pobożności, obrządków Mszy św. itp. Do pobożności wdrażała również księcia Eustachego Sapiehę jego guwernantka. Wydaje się, że niełatwo było znaleźć Angielkę, zaangażowaną katoliczkę, stąd oprócz ówczesnych agencji sprowadzających guwernantki, znajdowano je przez wzajemne polecanie.
Gdy w jednym domu dzieci wychodziły z wieku szkolnego, taka młoda dama bywała zatrudniana u zaprzyjaźnionej rodziny. Ale bywało, że pozostawała dłużej w danym domu „przejmując” młodsze dzieci. W domu Sapiehów wspomniana wyżej opiekunka przebywała ponad 20 lat. Przez tak długi okres czasu zżyła się z rodziną i jakby stała się nowym domownikiem. Z tego względu relacje między nią, a dziećmi czy rodzicami były inne, niż między nauczycielem a dziećmi i ich rodzicami w naszym, dzisiejszym rozumieniu.
Nauczaniem domowym po domach zajmowały się również przedstawicielki zubożałej polskiej arystokracji, oraz przygotowane do tego nauczycielki.
Rola rodziców i nauczycieli
W okresie, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli przedszkolnym i wczesnoszkolnym, gdy nauka nie była zbyt trudna, główną rolę w edukacji pełniły właśnie guwernantki. Jednak zdarzało się, że czytania i pisania uczyli po prostu rodzice. W Pałacu Czetwertyńskich w Milanowie pod Parczewem, późniejsza hrabina Maria Tarnowska (znana ze swojej działalności w PCK, oraz z zasług w trakcie Powstaniu Warszawskiego) była uczona czytania i pisania przez matkę, która jednocześnie dawała jej lekcje katechizmu i historii.
Czym dziecko starsze, tym wymagało odpowiednio przygotowanych nauczycieli. Helena Roth relacjonuje, że z czasem do domu zaczęła przychodzić polska nauczycielka, która uczyła ją: historii, religii, polskiego, arytmetyki i kaligrafii. Później zaś lekcje udzielali jej nauczyciele innych przedmiotów.
▶ DOMOWY PROGRAM WYCHOWANIA
Poznaj schematy działania, które wykorzystasz (na zasadzie „kopiuj wklej”) do zwalczania: bałaganiarstwa, grymaszenia🍰, wybredności, niechlujności, marudzenia, lękliwości (tzw. nadwrażliwość), przesiadywania przed komputerem, lenistwa w nauce📚 itp.
POBIERZ PLIKI MP3▶ KURS AUDIO MOCARZ ZMIANY
Wakacje i podróże
Rok szkolny był dosyć umowny. Skoro nie było sztywnych programów nauczania, to edukowano niemal cały rok, ale w swoim, specyficznym tempie. Michał K. Pawlikowski wspomina, że nawet w okresie przedszkolnym musiał uczyć się języka francuskiego i polskiego… w wakacje.
Jedym z ważnych elementów ówczesnej edukacji domowej były podróże. Dzięki wyjazdom zagranicznym dzieci poznawały kulturę, historię i geografię danego kraju. Oczywiście było to możliwe tylko i wyłącznie z uwagi na stan finansowy rodzin arystokratycznych. W biedniejszych domach nie wchodziło to w grę.
W niektórych domach np. u Czetwertyńskich były specjalne pokoje szkolne dla dzieci, w których pracowały guwernantki. Jednak, jak się wydaje, takie miejsca przeznaczone tylko do nauki nie były zbyt powszechne. Nauczano najczęściej w pokojach dziecięcych.
Rodziny ubogie
Skoncentrowałem się w tym tekście na edukacji domowej w rodzinach arystokratycznych. Znana mi jest jednakże relacja przedstawiciela, nominalnie rodziny chłopskiej, gdzie również nie posyłano dzieci do szkół (z obawy przed rusyfikacją) i uczono je w domu.
W efekcie dzieci z tej rodziny nie posiadały świadectwa ukończenia żadnej szkoły, a jednak umiały czytać i pisać, oraz były bardzo dobrze zorientowane w polskiej historii. To do nich przychodzili niepiśmienni sąsiedzi na wieczornice, czyli czytanie gazet przez gospodarza i dyskusje polityczne.
Czy było to powszechne w rodzinach chłopskich? Raczej nie. Z prostego względu, że umiejętność czytania i pisania we wsiach poleskich nie była zbyt powszechna, a jeśli nawet ktoś ją posiadał, to nie w głowie mu było nauczanie dzieci, gdy nie było co do garnka włożyć.
Dlatego w cytowanej relacji mamy prawdopodobnie do czynienia ze zubożałą szlachtą, w której pielęgnowano tradycje edukacyjne swoich przodków.
Wykorzystano:
- Helena z Jaczynowskich Roth, Czasy, miejsca, ludzie, Kraków 2011
- Maria Tarnowska, Przyszłość pokaże, Łomianki 2012
- Eustachy Sapieha, Tak było…Niedemokratyczne wspomnienia, Warszawa 2012
- Michał K. Pawlikowski, Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego, Łomianki 2010
Wiele szczegółów znajdziemy też u Rodziewiczówny, m.in: Gniazdo Białozora, Barcikowscy.
@ Dariusz Zalewski
„Dziedzictwo” to może nie pamiętnik, ale literatura wspomnieniowa, opisująca rzeczywistych ludzi i zdarzenia. Zofia Kossak opisuje sytuacje znane z wielokrotnie powtarzanych opowiadań rodzinnych o tym, jak jej przodkinie np. uczyły się z powiązanymi warkoczami, stopami uwięzionymi w starych pantoflach przybitych do deski dla zachowania odpowiedniej postawy. Opisuje dość dokładnie czego, w jakich proporcjach i w jakim języku się uczyły oraz co ćwiczyły (komiczne opisy powtórek sposobu wejścia młodej panienki na salony).
Ciekaw jestem, czy guwernantki z Polski uczyły języka polskiego za granicą.
Pewnie się zdarzało, ale osobiście nie słyszałem o takim przypadku.
O kształceniu dzieci w domach w owych czasach opowiada serial „Noce i dnie”.
@Joanna @eu-geniusz. W literaturze pewnie znalazłoby się więcej tego typu przykładów. Pamiętnikarstwo ma jednak swój specyficzny urok, bo odsłania przed nami wiele szczegółów.
Nieco o wychowaniu domowym można przeczytać także u Zofii Kossak w książce pt. Dziedzictwo opisującej losy jej rodziny począwszy od pradziadków.