
.
Zdarzało się, że młodzież gimnazjalna (chłopcy) z ziemiańskich domów pili alkohol, zadawali się z prostytutkami i szantażowali nauczycieli. Czy w związku z tym klasyczne wychowanie (bo z takim kojarzy się wychowanie szlacheckie) to fikcja?
♦ ♦ ♦
Nauczyciel wychodzi ze szkoły. Uczniowie idą za nim gęsiego, tworząc długi ogon, który nie chce się odczepić. Zirytowany profesor przechodzi na drugą stronę ulicy, a dwudziestu sztubaków za nim. Nauczyciel chcąc uciec przed prześladowcami znowu przechodzi przez ulicę, ale złośliwy ogon ciągnie się za nim. Takie żarty. [1]
Skoro uczniowie potrafią włożyć kosz na głowę nauczyciela. to takie „niewinne” wygłupy nie powinny nas dziwić. Ale dziwią, bo opisywane zdarzenie miało miejsce w Warszawie… w czasie II wojny światowej.
(Niemcy pozwalali na funkcjonowanie szkolnictwa zawodowego). Tu wojna, a im w głowie takie zachowanie?
Cóż, prawda jest taka, że, jak zauważył Dietrich von Hildebrant, ludzka natura się nie zmienia. Nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi od starożytnych czy średniowiecznych przodków. Młodzież w różnych epokach również zachowuje się podobnie. W celu potwierdzenia powyższej tezy i znalezienia odpowiedzi na pytanie: „dlaczego tak się dzieje?”, proponuję podróż w czasie i przestrzeni.
„Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego”
Wylądujemy w pierwszej dekadzie dwudziestego wieku w Mińsku na Białorusi, a pomoże nam w tym Michał K. Pawlikowski i jego książka: „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego” [2]. Jest to autobiograficzna powieść pisarza i felietonisty, potomka kresowej rodziny ziemiańskiej. Autor opisuje swoje „szczenięce lata” dzięki czemu mamy wgląd w wychowanie młodzieży w rodzinach ziemiańskich na kresach oraz obserwujemy zachowania i zwyczaje ówczesnej młodzieży.
Na ile jest to reprezentacyjny model wychowawczy dla całej opisywanej warstwy społecznej – trudno ocenić. Z całą pewnością mamy do czynienia z pewnym wzorcem edukacyjnym charakterystycznym nie tylko dla pojedynczych domów ziemiańskich, ale dla szerszych środowisk (nie twierdzę, że dla większości, tego nie jestem w stanie ustalić).
Przedrewolucyjne klimaty wychowawcze
Zabór rosyjski. Mińsk, stolica regionu, zamieszkiwany jest przez Polaków, Rosjan, Żydów, Białorusinów. W okolicznych wsiach rezyduje ziemiaństwo polskie (w ponad 90 procentach), tylko w niewielkiej ilości ziemiaństwo rosyjskie, a ponadto białoruscy chłopi.
Ojciec głównego bohatera (Tadeusza) jest adwokatem, ma kancelarię w Mińsku i w niej spędza gro swojego czasu. Gospodarstwem kieruje głównie matka. Zimą rodzina pomieszkuje w Mińsku, w pozostałe miesiące w rodzinnej wsi.
W takim otoczeniu dorasta Tadeusz. Nie muszę dodawać, że jest to świat polowań, cotygodniowych wizyt w sąsiedztwie i niemal sielsko-rajskiego życia. Jak sam wzdycha autoironicznie: „Ech, dobrze było, psiakrew, pić krew ludu pracującego...”
Ale ten bajkowy świat zakłócają już odgłosy przedrewolucyjnego wrzenia. Rewolucja, która nadejdzie za kilka lat i zniszczy stary świat, była z jednej strony skutkiem zazdrości i pychy chłopów i robotników oraz – z drugiej – chciwości i niesprawiedliwości panów i przedsiębiorców. F. W. Foerster zauważył, że gdyby „wyzyskiwacze” traktowali „poddanych” zgodnie z zasadami „miłości bliźniego” do rewolucji by nie doszło.
Powieść Pawlikowskiego i w tej kwestii obala pewne stereotypy. Oto jeden z chłopów występujących w powieści twierdzi stanowczo, że za pańszczyzny lepiej mu się żyło. Pan chronił go przed urzędnikiem i kozakiem. Teraz nikt go przed nikim nie broni.
Autor obala też mity wedle których chłop zawsze pracował do upadłego, a Pan się bawił. Jeden ze znajomych mu właścicieli ziemskich miał zwyczaj wychodzić ok. 9 (!) rano na ganek i planować wraz z administratorem i czeladzią dzień. – Co będziemy dziś robili? – pytał. – Może zabronujemy pole? Chłopi drapali się po głowie, niby to namyślając się. W końcu, któryś rzucał propozycję, że może jednak połowimy ryby. I łowili ryby.
Pawlikowski pisze, że bogactwo ziemiaństwa było tak duże, że nawet przy marnych zbiorach mogli wyżywić dwór wraz ze swoimi pracownikami i ich rodzinami. Jedni i drudzy wiedli życie powolne, bez pośpiechu.
Powyższe uwagi są istotne, bo rzucają również światło na sposób życia, priorytety, a tym samym na wychowanie Tadeusza.
Patriotyzm i religijność rodziny
Autor książki nie był z endekiem. Bliżej mu było do pewnej formy konserwatyzmu, choć swoiście pojmowanego. Cenił polskość i bronił jej, ale nie obnosił się z tym. Rodzina była oczywiście religijna, ale bez większego zaangażowania. Niemniej, gdy Tadeusz kiedyś złośliwie zażartował, iż papież przeszedł na prawosławie, babcia przez kilka godzin płakała nie mogąc dojść do siebie, a ojciec nie odzywał się przez kilka dni. Trudno tu zatem mówić o „letniości wiary” przykładając dzisiejszą miarę.
Generalnie nie trawiono prawosławia, jako wiary ruskiej. Ciągle były jakieś spory z miejscowymi popami. Jeden z krewnych Tadeusza ożenił się z Rosjanką – rodzina i sąsiedzi całkowicie go ignorowali. Przebaczyliby małżeństwo z chłopką, ale Rosjanką i to prawosławną – nigdy. Zdarzały się matki, które pomimo braku pokarmu nie chciały zgodzić się na prawosławne „mamki”.
Szkoła w Mińsku
Tadeusz początkowo był kształcony domowo przez guwernerów i guwernantki. Nauczycielkę francuskiego ściągnięto aż z Paryża przez specjalną agencję dla guwernantek, działającą w Warszawie. Gdy miał 12 lat rozpoczął naukę w mińskim gimnazjum. Gimnazjum reprezentowało wysoki poziom nauczania. Młodzież gimnazjalna składała się z elit: polskich, rosyjskich, żydowskich, ale również zdarzały się dzieci np. furmanów miejskich („taksówkarzy”).
Odsiew był spory. Do ośmej klasy (maturalnej) dochodziło niewielu uczniów. Szkoła była rosyjska, zatem nauczano literatury rosyjskiej, a nawet staroruskiej, która oprócz łaciny była najbardziej nielubiana. Tadeusz nie znosił staroruskiego i łaciny – z uwagi na konieczność wkuwania na pamięć.
Co ciekawe, w szkole dopuszczono naukę religii katolickiej, którą prowadzili księża. Przed lekcjami – obowiązkowa modlitwa. Nie było żadnych prześladowań religijnych, a nauczyciele delikatnie podchodzili do kwestii narodowościowych. Również między uczniami panowała ogólna zgoda i właściwie nie było tarć na tle etnicznym. Faktem jednak jest, że po lekcjach przedstawiciele poszczególnych nacji trzymali się raczej razem. Choć główny bohater miał również rosyjskich przyjaciół, z którymi spotykał się raz w miesiącu.
Ziemiańska młodzież gimnazjalna w działu. Czy współczesna młodzież pije więcej?
I tu dochodzimy do głównego problemu artykułu. Jak zachowywała się ówczesna, polska, elitarna młodzież, wychowywana w takim klimacie religijnym i narodowym? Jeśli dzisiaj narzeka się, że młodzież pije, to Tadeusz i jego koledzy wcale nie byli lepsi. Co prawda nie dysponuję badaniami porównawczymi, ale mam wrażenie, że nasz bohater i jego koledzy nadużywali alkoholu w podobnych proporcjach, a może nawet więcej, niż współczesna młodzież.
Od około piętnastego roku życia regularnie wychodził z przyjaciółmi na tęgie popijawy. Popijawy urządzano w polskim gronie szlacheckim, ale też w rosyjskim. Właśnie raz na miesiącu spotykano się w tym celu z rosyjskimi kolegami.
I wcale nie było tak, że ktoś złapany na piciu żegnał się ze szkołą. Zdarzyło się bowiem, że nasz bohater bawił w lokalu, w któtym był także… jego profesor. Na drugi dzień profesor nie poszedł jednak na skargę do dyrektora, ale robił mu jedynie wymówki, że postawił go w dwuznacznej sytuacji, bo musiał udawać, że go nie widzi.
Edukacja seksualna
Jeśli spodziewamy się chrześcijańskiej postawy w kontekście zachowań seksualnych, to również czeka nas rozczarowanie. Główny bohater przyśpieszoną edukację seksualną przeszedł ok. 15 roku życia … w domu publicznym. Jego koledzy i on dosyć często odwiedzali ten „przybytek”. Ci zaś, którzy nie odwiedzali byli wyśmiewani i psychicznym szantażem zmuszani do odwiedzenia.
Tadeusz miał też mnóstwo romansów ze szlachciankami z sąsiedztwa, choć te w głównej mierze były oparte na miłości platonicznej, liścikach itp.
Podległość wobec nauczycieli
W czasie zamieszek rewolucyjneh w 1905 roku, najbardziej znienawidzonego nauczyciela łaciny, pobito. Dokonali tego rewolucyjnie nastawieni uczniowie klas starszych. Generalnie relacje na linii nauczyciel – uczeń nie były idealne i daleko im było do relacji mistrz – uczeń. Oto Tadeuszowi groziła 2 z religii katolickiej, a to oznaczało poprawki i nawet niebezpieczeństwo powtarzania roku. Wtedy ten katolik, polski ziemianin, posłużył się szantażem.
Zagroził księdzu (uczącemu religii), że doniesie do dyrektora, iż ten kiedyś na lekcji pokazywał im materiały mające świadczyć o żydowskich morderstwach rytualnych. W owym czasie, gdy Mińsk był tyglem wielonarodowościowym, władze były bardzo czułe na tego rodzaju insynuacje, które mogły podgrzać napięcia etniczne. Ksiądz na tyle się przestraszył, że koniec końców postawił Tadeuszowi „tróję”. Przypominam – mamy rok 1910, a nie 2010.
Nie tyle dawne czasy, co pedagogia perennis
Zdaję sobie sprawę, że książka Pawlikowskiego pokazuje tylko pewien wycinek życia ziemiaństwa i dlatego wyciąganie zbyt daleko idących wniosków o zepsuciu polskich „elit uczniowskich” byłoby nieuprawnione. Nie ulega jednak wątpliwości (jak już zresztą wspomniałem), że pewna część młodzieży funkcjonowała w sposób opisany przed chwilą. Możemy się jedynie spierać o stopień powszechności tych zachowań, ale nie ulega wątpliwości, że one miały miejsce.
Dlatego, gdy wzdychamy do „starych, dobrych czasów”, w których „młodzież była lepsza”, to tak naprawdę wzdychamy do czegoś innego. Naszym celem nie są „stare, dobre czasy”, ale pedagogia perennis – wieczna pedagogika, którą odnajdujemy to tu, to tam, w różnych czasach, w różnych miejscach i w różnych środowiskach. Kształtowanie cnót jest sztuką, która udaje się jedynie ludziom wielkiego ducha, dlatego nie oczekujmy od minionych pokoleń doskonałości. Doskonałość dotyka poszczególnych przedstawicieli przeszłych generacji, ale nie wszystkich, czy nawet nie większości!
Ludzka natura się nie zmienia (to też już wspomniałem) i niestety w każdej epoce ma ciąg do złego. Problem w tym: czy struktura społeczna, prądy wychowawcze i intelektualne, a w końcu kunszt pedagogiczny rodziców i nauczycieli, pomagają młodym opanować ich słabości i przekuć je na cnoty? Jeśli z pewnych przyczyn to się nie udaje, to efekt mamy taki, jak powyżej.
Dlatego środki, metody i formy wychowania powinny wspierać młodzież w walce z naturą, a nie ją osłabiać. W tym sensie współczesne czasy, z uwagi na zasięg demoralizacji płynącej z mediów, są obiektywnie trudniejsze. Do tego dochodzą zgubne ideologie edukacyjne, których zasięg wzrasta wraz z postępem Rewolucji, ale temu nie jest winna „dzisiejsza młodzież”, lecz właśnie wspomniane tendencje.
Czy klasyczne wychowanie to fikcja?
Tym bardziej musimy zadać pytanie: dlaczego w środowiskach ziemiańskich opisywanych w omawianej książce wychowanie przynosiło takie, a nie inne rezultaty? Przecież nie było deprawujących mediów, a postępowe trendy edukacyjne raczej się nie ujawniły. Nie można też zgonić winy na rygoryzm wychowawczy, ani na zbytnią pobłażliwość. Kultywowano też – lepiej gorzej – tradycje patriotyczne i religijne, które powinny wzmacniać wychowanie. Więc dlaczego? Czyżby tradycyjne wychowanie było fikcją?
Rzecz w tym, że nie formowano właściwie cnót głównego bohatera. Ojciec przez większą część roku nie mieszkał z rodziną, a do religijności podchodzono dosyć fasadowo, bez żaru. Duchowość Tadeusza nie rozwijała się proporcjonalnie do wieku i jak sam stwierdził zaczęła obumierać zaraz po Pierwszej Komunii. Wychowanie religijne było zbyt powierzchowne i nie nadążało za wychowaniem intelektualnym, czy emocjonalnym. Tadeusz ani razu nie wspomina o pracy nad sobą, ani o tym, czy ktoś go do tego w ogóle zachęcał.
Skoro nie kształtowano charakteru w tym zakresie, niedorzecznością jest spodziewać się owoców. („Na opuszczonych ołtarzach gnieżdżą się demony” E. Junger). Cnota wstrzemięźliwości nie została uformowana i to przyniosło negatywne efekty w okresie młodzieńczym. Gdy dodatkowo zabrakło odwagi cywilnej, nie miał siły oprzeć się negatywnemu wpływowi kolegów (choć można powątpiewać: czy w ogóle taki opór chciał stawiać?).
Jeszcze jedna uwaga. Tadeusz był, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, „dzieckiem bananowym”, tzn. dostawał pieniędzy tyle ile potrzebował, a nawet i więcej. Stąd stać go było na różne zakazane „rozrywki”. Ponadto w jego domu panowało niepisane przekonanie, iż młodość musi się wyszumieć i rodzice nie ingerowali zbytnio w jego życie, a nawet odnosi się wrażenie, że na niektóre sprawy przymykali oczy.
Wniosek:
wychowanie to walka, pozostawanie na poziomie pewnej powierzchowności wychowawczej nigdy nie przyniesie oczekiwanych efektów. I nie ma znaczenia, iż jest to świat, w którym nikt jeszcze nie słyszał o liberalnych mediach i trendach wychowawczych. Rezultat końcowy będzie podobny. Zwłaszcza, gdy zaniedbuje się życie religijne i formuje się człowieka bez pogłębionej formacji duchowej. Tu znajduje się klucz do wychowania. Dzięki niemu klasyczne wychowanie przynosi oczekiwane owoce.
Przypisy:
[1] Opowiastkę tę przeczytałem prawdopodobnie na łamach Myłi Polskiej jeszcze w latach dziewięć dziesiątych ubiegłego stulecia. Niestety nie pamiętam autora artykułu.
[2] Michał K. Pawlikowski: Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego„, Łomianki 2010
Zdjęcie górne: Ars Publik; okładka za: Selkar.pl
ZAMÓW KSIĄŻKĘ




