.
Czy bezstresowe wychowanie przyczynia się do formowania pychy? Niejednokrotnie można odnieść takie wrażenie. Część wychowawców koncentruje się głównie na „spełnianiu potrzeb dziecka” (czytaj: słabości, zachcianek). Wychodzą z założenia, iż ingerencja w „naturalne potrzeby” prowadzi do wypaczeń, kompleksów, nerwic i agresji u dzieci
Taktyka oparta na „zaspokajaniu potrzeb” (bezstresowe wychowanie) pompuje ego i tym samym daje pożywkę do rozwoju, królowej wad: pychy. Innymi słowy – skutecznie osłabia charakter dziecka.
Sztuczka polega na wmówieniu rodzicom, że wymuszanie pewnych moralnych zachowań, wbrew instynktom i emocjom dziecięcym, uczy je kłamstwa i obłudy oraz wywołuje bunt, który nie da się opanować.
Pycha, obłuda i wychowanie
Czy rzeczywiście w każdym czasie powinniśmy robić to, na co mamy ochotę i co sprawia nam przyjemność, czyli podążać za swoimi potrzebami (zachciankami), postępując w „zgodzie ze sobą”?
Na przykład, osobista kultura wymaga byśmy zachowywali się powściągliwie wobec osób, które nas drażnią i denerwują. Czy wobec tego należy zawsze postępować „szczerze”, wykrzykując w twarz każdemu, to, co o nim myślimy?
Kultura, dobre wychowanie, wymaga byśmy się powstrzymali, czyli postępowali „nieszczerze” i „obłudnie”. Jak widać, trzymając się takiego podejścia, utożsamimy w końcu obłudę z kulturę.
Szczerość zaś odnajdziemy w zachowaniu dzikim i nieokrzesanym. Na poziomie pedagogiki będzie ona wynikiem tego co umownie określa się mianem bezstresowego wychowania. Nie opanowując potrzeb i zachcianek dziecięcych w praktyce rezygnujemy z wychowania (bezstresowe wychowanie).
W klasycznym rozumieniu wychowanie ma poprzez kulturę (paidea) okiełznać naturę (popędy i zachcianki). Nie niszczyć, nie tłamsić, ale odpowiednio ją ukierunkować, podporządkowując rozumowi.
Bezstresowe wychowanie a przełamywanie słabości
W tym kontekście nakazywanie dziecku dobrego zachowania i powstrzymywania złych instynktów jest formą przeciwstawienia się jego słabościom i zachciankom.
To oczywiście nie załatwia sprawy, to dopiero początek opanowywania, tego, co zwierzęce w ludzkiej naturze, ale jest to niezbędny krok we właściwym kierunku.
Do pewnego momentu dziecko nie rozumie (z uwagi na gniew lub upór) rodzicielskich racji. Zrozumienie przychodzi z czasem. Zadaniem matki lub ojca jest cierpliwe wyjaśnianie, uczenie zasad moralnych i dawanie przykładu. Pewnego dnia przyjdzie akceptacja.
Tymczasem rodzicielski nakaz np. okazywania grzeczności, sprawia, że chłopiec czy dziewczynka przełamuje swoją słabość; co prawda z pomocą rodziców, ale jednak.
Takie kilkakrotne przełamanie sprawi, że nabierze ono przyzwyczajeń lub przynajmniej nauczy się określonych zachowań. Jeszcze się z nimi nie zgadza, ale (spokojnie) już potrafi je wykonać. (Odmiennie jak w przypadku bezstresowego wychowania.)
Analogia wolności
Można tu szukać analogii w treningu sportowca. Jeżeli kogoś zmusimy do treningu biegowego, to nieważne czy go akceptuje, czy nie, ale sprawność biegania nabywa.
Jeśli nie będzie chciał biec na zawodach, to nie pobiegnie lub, jak w filmie „Samotność długodystansowca”, zatrzyma się tuż przed metą. Wolność wyboru zostanie zachowana.
Podobnie tutaj: powtarzając określone czynności, dziecko uczy się ich (np. przepraszania, sprzątania pokoju), jakby zewnętrznie.
Pierwszy warunek formowania sprawności zostaje spełniony, teraz „tylko” musimy intelektualnie przekonać je do samodzielnego wyboru danego zachowania. A gdy już to się stanie – cnota zostanie w pełni ukształtowana.
* * *
Nie dajmy się zatem zwieść. Wychowanie nie jest „ćwiczeniem obłudy”, lecz racjonalnym formowaniem człowieka zgodnie ze wskazaniami rozumu.
Jeśli coś dziecku narzucamy, to ono się w pierwszym momencie buntuje, ale cierpliwością, własnym przykładem, tłumaczeniem, możemy do niego dotrzeć, przekonując do słuszności naszych racji.
Oczywiście trzeba zachować roztropność. Każde dziecko inaczej reaguje na nakazy, ale to jest dobry kierunek postępowania. Bezstresowe wychowanie prowadzi do pychy.
(Projekt reaktywacja)
Skąd tak negatywna definicja potrzeby?
Moją największą wartością jest życie. Mój organizm, dusza, duch, ciało informuje mnie za pomocą potrzeb co mam zrobić żeby żyć. Jeśli nie będę słuchał swoich potrzeb to po prostu stanę się frustratem, albo umrę.
Problemem nie są potrzeby, ale złe strategie zaspokajania potrzeb i nieumiejętność odroczenia potrzeby, wytrzymania pewnego napięcia. Same potrzeby natomiast zasługują na zauważenie a nie definiowanie ich jako zachcianki. To co innego, ale na pewno ułatwia polemikę tyle że z wytworzoną alternatywną definicją.
Chęć zjedzenia cukierka jest zachcianką, a nie potrzebą.
Witam, zgadzam sie. W Osoba i Czyn Karol Wojtyła przekonuje, że nasze zachowanie zmieniają nas. Myślę, że tak jest z wymuszanym dobrym czy też złym czynem. Już nie bedziemy tacy sami.