.

Zazwyczaj przyczynę wszelkich porażek życiowych upatrujemy w „obiektywnych przeszkodach” lub wrogich spiskach. Nie da się ukryć, że takowe mają miejsce. Problem w tym, że częściej są tylko pretekstem do usprawiedliwiania porażek.

Niewielu rzeczy jestem pewny, jak tego, że wygrywa ten, kto bardziej chce. Jeśli zatem rzeczywiście pragniemy coś zmienić w życiu – osiągniemy to. (Tylko wydumane i wyjątkowo nieracjonalne idee nie dadzą się zrealizować.)

Przegrywamy, bo po prostu nie chcemy. Lub inaczej – trwamy w „pół-chceniu”, czyli równocześnie dążymy do czegoś innego, często sprzecznego.

Strzeż się „grzesznego spokoju”

Chcenie to stan woli, który wyraża się determinacją w działaniu. Oparty jest na silnym fundamencie intelektualnym, który pomaga podtrzymać je w czasie. Dotyczy to zarówno działań w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym.

Dlaczego zatem na przykład katolicyzm słabnie w Europie? Czy tylko dlatego, że wrogowie Kościoła odpowiednio go rozpracowali? Nie, nie łudźmy się! Raczej dlatego, że katolicy mają słabą wiarę. Są letni.

Oczywiście nie wyrzekają się Chrystusa, co to to nie, ale mają inne cele i priorytety życiowe, a wiara w Boga pozostaje jakby w tle.

Podstawą regresu jest owa letniość, czyli dążenie do świętego spokoju. Właściwie – „grzesznego spokoju”. Po co się wychylać, ryzykować, burzyć porządek życia. Może uda się jakoś tak bezstresowo prześlizgnąć do raju, żyjąc spokojnie bez wstrząsów i przykrości.

Jeśli teraz wejdzie im w drogę ktoś bardziej zdeterminowany, komu zależy, wówczas ustępują, bo inaczej utracą „grzeszny spokój”.

Żeby podjąć walkę musieliby poświęcić wolny czas, pieniądze, zaangażować swoje myśli, wolę, wystawić na szwank swój prestiż, czasami nawet zaryzykować życie. A przecież nade wszystko uważają za najważniejszy „grzeszny spokój” i nie mogą aż tak się poświęcać.

Propaganda to za mało

Pytanie: czy można coś zrobić, żeby się bardziej chciało? Są różne sposoby wzbudzania motywacji, podkręcania emocji społecznych itp. Ale tu chodzi o coś innego.

Owego chcenia tak naprawdę nie można wzbudzić działaniami propagandowymi. W ten sposób co prawda można dotrzeć do ludzi i rozkołysać ich emocjonalnie (co bywa wstępem do przemiany), ale nie zmienić trwale postaw.

Na preferencje wyborcze da się tak wpłynąć, ale tu celem jest głęboka, intelektualna przemiana. W sensie religijnym – nawrócenie. Tego zwykła, bieżąca propaganda nie osiągnie.

Hasłowa i emocjonalna reklama nie dociera do tego miejsca. To jest coś, co zaczyna się głęboko w człowieku i zmienia go najpierw od wewnątrz, a dopiero po pewnym czasie jest widoczne na zewnątrz. W propagandzie najpierw widać przeobrażenie w postawach zewnętrznych, które nie tak łatwo potwierdzają się w trwałych przekonaniach. Konieczna jest jeszcze praca organiczna.

W wielu przypadkach to trwa latami, w innych olśnienie pojawia się nagle, niespodziewanie, jak u św. Pawła. Wraz z nim przychodzi prawdziwe chcenie które zmienia nas i świat, wyrywając z ułudy „pół-chcenia”.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ


Zamów: Rozumna dyscyplina
Zamów: Sztuka samowychowania
form
Zamów:Decyduj i walcz!
Zamów: Żelazna wola
Zamów:Nieposłuszne dzieci, posłuszni rodzice
.-----