.
Cnota jest dyspozycją do czynienia dobra. Dotyczy nie tylko klarownych moralnie sytuacji, ale również takich, w których nie zawsze wiadomo, jak postępować.
Można powiedzieć, że jest „przyzwyczajona” do produkowania dobra, a nie do wykonywania tych samych czynności w każdej sytuacji. Powtarzałem to nieraz i powtórzę raz jeszcze: nie chodzi o nawyk, mechanicznie powielający określone zachowania.
Cnota, jeśli można się tak wyrazić, ma „mobilny” charakter. Niczym zaprogramowany na cel pocisk podąża za ruchomym obiektem – nie tyle z zamiarem jego zniszczenia, co realizacji dobra.
O co konkretnie chodzi?
Wypracowaną umiejętność czynienia dobra, trzeba jeszcze powiązać z konkretnymi okolicznościami. Na przykład: przypuśćmy, że mamy łatwość powstrzymania się od jedzenia (gdy to konieczne), ale czy zachowujemy zawsze właściwy umiar? Zbyt radykalny, nieracjonalny post, może przecież stać w sprzeczności z przykazaniem: „nie zabijaj”!
Idźmy dalej. W przytoczonym przykładzie różnica między dobrem a złem nie jest trudna do uchwycenia, ale w wielu innych sytuacjach życiowych, które wiążą się chociażby z oceną osób, wybór właściwego postępowania może być problematyczny.
Apogeum tej problematyczności następuje, gdy w grę wchodzi ludzkie życie. Typowym przykładem jest dylemat dowódcy, podejmujący decyzje w trakcie działań wojennych.
Prosta i klarowna ocena danego przypadku nie zawsze jest możliwa. Niejednokrotnie zmuszeni jesteśmy działać, jak ten dowódca, natychmiast, niemal intuicyjnie, i prawdziwą sztuką będzie rozeznanie właściwego zachowania w danych okolicznościach.
Co pomaga dokonywać dobrych wyborów?
Po pierwsze – trzeba skoncentrować się na formowaniu cnoty roztropności, która jest 'woźnicą cnót’. Dobrze wypracowana daje umiejętność podejmowania właściwych decyzji w skomplikowanych sytuacjach. Temat wychowania roztropności jest zbyt obszerny, żeby go tu referować – odsyłam do książki „Decyduj i walcz!”, w której dosyć szczegółowo zajmuje się tym zagadnieniem.
Po drugie – człowiek z ukształtowaną, konkretną sprawnością ma o wiele większą skłonność do poświęcenia. Gdy jej brak zaczyna zanadto kalkulować, zasłaniając się rzekomą roztropnością. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko przechyłu w drugą stronę, brawury w działaniu i nieroztropności, niemniej w naturze człowieka jest raczej ten pierwszy typ działań, podszyty tchórzostwem.
Słowem – uformowana cnota wspomaga roztropność, bo daje realną moc do wykonania zadania.
Po trzecie – nie da się ukryć, że niekiedy potrzebna będzie nadzwyczajna intuicja, umiejętność błyskawicznej analizy danej sytuacji. Nie każdy ma takie predyspozycje i nie jestem pewien czy zawsze pracowitością da się zasypać wrodzone niedostatki.
W takich przypadkach musi nastąpić otwarcie na działanie Boże, prowadzące do wyrobienia tzw. zmysłu katolickiego. Zresztą, zawsze jest on potrzebny, bo poleganie na własnej nieomylności bywa zawodne.