.
We współczesnym świecie ogłada i dobre maniery nie są “trendy”. Na ogół obowiązuje “luzacki” styl bycia, czy to w sposobie ubierania czy w kontaktach towarzyskich. Dzieje się tak, bo zgodnie z narzuconym paradygmatem kulturowym trzymanie się dobrych manier, to przejaw sztywniactwa i tradycjonalizmu.
Taki pogląd jest przejawem mentalności naturalistycznej, wedle której, liczy się spontaniczność i wyrażanie emocji, bo w nich rzekomo mieszka prawdziwe “ja”. W rzeczywistości to opanowanie natury rodzi człowieka.
Zachowując kurtuazyjne formy, choćby przy stole, zaczyna on różnić się od świni pożerającej jadło; gdy zaś nie “poszczekuje” na rozmówcę, powstrzymując swój gniew – odróżnia się od psa. Widać zatem, że “spontan” ściąga człowieka do poziomu zwierzęcia.
Opanowanie własnych słabości wymaga pewnego wysiłku, wyrzeczenia. Łatwiej iść na łatwiznę dorabiając do tego odpowiednią ideologię, niż mozolnie, codziennie przezwyciężać się. Na tym gruncie wytworzyło się społeczno-medialne przekonanie o wyższości luzackiego “spontanu” nad samoopanowaniem.
Mechanizm ten opisał założyciel TFP Pilinio de Oliveira. Zauważył on, że Rewolucja rozwija się głównie przez Tendencje, tzn. zmianę obyczaju i zachowań. Źródłem pojawiania się negatywnych Tendencji są po prostu ludzkie wady i słabości. Brak podstawowej ogłady prowadzi do wewnętrznej anarcho-bolszewizacji życia i daje Rewolucji moc do rozwoju w wymiarze społecznym.
Z tego względu rzeczywista Kontrrewolucja to nie tylko działalność społeczno-polityczna, ale przede wszystkim praca nad własną formacją duchową, ogładą, dobrymi manierami i charakterem, które są owocem wypracowania poszczególnych cnót.
W ten sposób potwierdza się stara zasada, że zmianę świata trzeba rozpoczynać od samego siebie. Codzienne przełamywanie się sprawia, że to, co początkowo wydawało się być nienaturalne i sztywne staje się łatwe i autentyczne. A nasz wewnętrzny, „prywatny bolszewik”, który żywi się “spontanem” niknie w oczach, chudnie, dzięki czemu sami stajemy się szlachetniejsi.
Tekst opublikowany kilka lat temu pod tytułem: „Przeciw spontaniczności” (na innym moim blogu).
Fot: morgueFile
Genialne powyższe spostrzeżenie pana Krzysztofa S. Pewne pomieszanie w ww artykule. Końcowa recepta (konieczność samowychowania..) ma się nijak do początkowej diagnozy (spontan lekceważący samoopanowanie). To jak z „samonauczaniem” się języka rodzinnego. Dziecko nie uczy się języka w sensie w jakim później uczy się matematyki, czytania itp. Dziecko pozaświadomie dostosowuje swoje zachowania, rozumienia do otoczenia. Dziecko zwyczajnie zostało wychowywane przez bezkrytycznych rodziców, przez wzorce tv, szkolne i podwórkowe zachowania niekorygowane refleksją, w poczuciu słabości wobec silniejszego psychicznie otoczenia. młodzieniec wychowany do szacunku słowa, wobec starszych, ma podobne, moralne trudności robiąc „mięso” i chamstwo, jak młody gniewny naturalnie bluzgający bo „takiświat”, a który odczuwać będzie nagłą konieczność zmiany zachowań jako coś sztucznego i nienormalnego. Samowychowanie młodzieńca dotyczy już etapu refleksyjnego, zachowania obrazowane ww artykułem wynikają z wcześniejszych zaniedbań ( bardzo trudnych obecnie do ogarnięcia – to inna sprawa) wychowawczych.
Ciekaw jestem, ile z tych „spontanicznych” zachowań jest de facto wyuczonych wcześniej, np. przez naśladowanie „spontanu”.