.
Przedruk wywiadu ze mną, który ukazał się na portalu www.parezja.pl. Rozmowę zatytułowaną „O pedagogice klasycznej” prowadzi publicysta Maciej Kałek. Pytania dotyczą podstaw edukacji klasycznej, jej związków i różnic ze współczesną edukacją, zagrożeń
związanych z wychowaniem dzieci oraz głównych problemów polskiej oświaty.
Maciej Kałek: W 2009 roku założył Pan stronę: www.edukacja-klasyczna.pl, na której opisuje Pan do dziś główne wątki wychowania klasycznego i tradycyjnej pedagogiki. Czy mógłby Pan pokrótce opowiedzieć, co skłoniło Pana do obrania właśnie tego kierunku myśli pedagogicznej, kierującej się na klasyczne tory nauczania i wychowania?
Dariusz Zalewski: Już na studiach szukałem inspiracji pedagogicznych, które byłyby zgodne z moimi przemyśleniami i intuicjami. Jednak dopiero zetknięcie z pismami o. Jacka Woronieckiego otworzyło mi oczy i uświadomiło, że próbuję odpowiadać na pytania, na które już dawno znaleziono odpowiedź. Drugim wielkim impulsem była monumentalna „Paideia” Wernera Jaegera, która przedstawia retrospekcję paidei starogreckiej. Śmiem twierdzić, że kto nie zna „Paidei”, a uważa się za specjalistę w sprawach pedagogicznych, ten nie wie co mówi.
Czy według Pana dzisiejsza szkoła spełnia zasady wychowania klasycznego?
Gdyby miał Pan powiedzieć, co jest największym zagrożeniem dla polskiej oświaty obecnie, byłoby to..
…uleganie pewnemu złudzeniu przez jej obrońców. Cały system oświaty pozostaje pod wpływem różnych modernistycznych i postmodernistycznych prądów pedagogicznych i ideologicznych. Słowem – zbudowany jest na antykatolickim fundamencie (i nie ma tu nic do rzeczy religia w szkołach czy nawet Msze odprawiane tu i ówdzie). Jednak w dyskursie polityczno – oświatowym o tym w zasadzie się nie wspomina, a mówi się o „gender”, „sześciolatkach”, „lekcjach historii”. W pewnym sensie jest to zrozumiałe, bo są to tematy medialne i bezpośrednio, namacalnie, wpływające na nasze dzieci. Ale jednocześnie milczy się na temat systematycznego i subtelnego przemodelowywania nauczycieli i rodziców. Nawet tzw. katoliccy pedagodzy często przesiąknięci są nowomodnym stylem nauczania i wychowania. W efekcie, głosząc prawicowe lub katolickie hasła, działają według wskazówek tamtej pedagogiki. Ten ideowy kociokwik będzie pogłębiał degradację w sferze edukacji i pociągał ją na dno. Słowem – złudzenie polega na tym, że lepiąc dziury w burcie (walcząc z gender itd) obrońcy tradycyjnej wizji edukacji są przekonani, że ratują okręt przed zatopieniem. Ale on i tak już idzie na dno, ze względu na swą wadliwą konstrukcję.
Spotkał się Pan kiedykolwiek z szykanami ze strony oburzonych rodziców, albo rozjuszonej dyrekcji, ze względu na system edukacyjny i model wychowania, który Pan reprezentuje? Dzisiaj jest to niezbyt popularne stanowisko, a na pewno – niepoprawne politycznie.
Nie przypominam sobie spektakularnych zdarzeń z udziałem oburzonych rodziców. Choć czasami zdarzają się rodzice argumentujący w duchu bezstresowej nowomowy wyczytanej gdzieś zapewne w tzw. prasie kobiecej.
Być może w moim przypadku te kwestie nie stają na ostrzu noża z uwagi, że jestem pedagogiem, a nie nauczycielem przedmiotowym. W kwestiach związanych z nauczaniem częściej mogą pojawiać się konflikty na tle ideologicznym. W kwestiach wychowawczych rodzice zazwyczaj dają się przekonać do moich racji.
Opierając się na Pana wieloletnim doświadczeniu, a także na częstej pracy z dziećmi, mógłby Pan powiedzieć, czy dobrze one reagują na klasyczne wychowanie?
Gdy zaczynałem pracę z młodzieżą ok. 20 lat temu oporność na wychowanie w tradycyjnym duchu była na podobnym poziomie jak obecnie. Wiadomo, gdy się tłumaczy i wymaga, to opór jest większy, niż gdy się tylko dialoguje i mówi „rób co chcesz”. Różna młodzież i różne dzieci się trafiają. Ale zazwyczaj po latach doceniają to i przyznają się do błędów. Rzecz w tym, żeby z tym wymaganiu nie przeholować i zachować roztropność. Dzieci lubią być rozsądnie prowadzone, ale nie można popadać w fanatyzm.
Kiedyś pracowałem z dziećmi z biednych rodzin, w ramach dwuletniego wolontariatu franciszkańskiego, i wiem, że wobec nich zawodzą standardowe modele pedagogiczne – zwykłe odrabianie pracy domowej potrafiło się przeciągać godzinami. Czy model wychowania i edukacji, który Pan promuje, bierze też pod uwagę dzieci z ciężkich rodzin, często niechętne do nauki, nie rozumiejące kontekstu „nauczyciel – uczeń“?
Mamy tu dwa wymiary sprawy. Pierwszy dotyczy wychowania, drugi – nauczania. Wychowanie cnót dotyczy wszystkich środowisk. Oczywiście jest trudniej osiągnąć pozytywne wyniki, gdy dzieci pochodzą z zaniedbanych rodzin. Nie ma czarodziejskiego sposobu na to, by taki uczeń nagle zaczął słuchać swojego nauczyciela, to wszystko jest procesem i walką.
Jeśli zaś chodzi o nauczanie to sprawa jest bardziej złożona. Usprawnienie powinno dotyczyć wszystkich władz i umiejętności umysłowych, ale nie każdy musi być wybitnym naukowcem. Część dzieci nie wykazująca uzdolnień w tej dziedzinie czy zbytnio zaniedbana powinna być w pewnym momencie sposobiona do praktycznego wykonywania zawodów i powinno się im skrócić czas obowiązku szkolnego i nauczania, bo po prostu męczą się w szkole.
A jakie jest Pana stanowisko w sprawie ograniczonych lekcji historii? I czy uważa Pan, że należałoby religię faktycznie usunąć ze szkół?
Ograniczanie lekcji historii jest wynikiem nakładania się różnych ideologii politycznych i pedagogicznych. Z jednej strony tolerancjonizm, wielokulturowość, który nie może zdzierżyć, że historia akcentuje kwestie narodowe i patriotyczne, z drugiej – pedagogiczna moda na praktyczność, przydatność, która w zderzeniu z literaturą i historią mówi: „do czego nam się przyda „Pan Tadeusz”? Do czego nam się przyda historia? No i ciach, po godzinach.
Co do religii, cóż, uważam, że religię, rozumianą jako przedmiot … można by usunąć ze szkół. Ale pod jednym warunkiem: gdy pozostałe przedmioty będą wykładane na sposób religijny. Przed wiekami nie było religii w szkole, bo na każdej lekcji nauczano w duchu religijnym, a katecheza była w kościele. Dopóki jednak nie mamy takiej sytuacji, religia powinna być tym jedynym, małym przyczółkiem wiary w szkole.
Na koniec, tak troszkę na wesoło – Pana dzieci dokazują, czy może edukacja klasyczna przynosi zamierzone efekty?
Na razie „szewc… w butach chodzi”. I choć dzieciaki są w okresie około gimnazjalnym, to nie mam większych problemów. Wszystko wydaje się być na dobrej drodze…. Ale jestem realistą. Formowanie cnót jest sztuką, która nie zawsze udaje się w praktyce, a to z braku czasu, a to z uwagi na negatywne oddziaływanie środowiska, czy wyjątkowy „opór materii”.
Niekiedy „świat” porywa nam dzieci i nic na to nie możemy poradzić. Znam przypadki, w których dzieci z dobrych rodzin gdzieś się po drodze zagubiły, dlatego wydaje mi się, że dla nas są tylko usiłowania i… modlitwa. Jeśli to zrobimy, to reszta już nie zależy od nas. Ot cała edukacja klasyczna.
Dziękuję za rozmowę.