.
W szkołach od lat trwa cichy spór: jaki przedmiot jest najważniejszy? Matematyka czy język polski?”.
Niekiedy do tej licytacji włączają się przedstawiciele innych przedmiotów. W ostatnich latach wzrosło znaczenie nauczycieli języków obcych.
Spróbujmy zatem odpowiedzieć sobie na pytanie: jaki rzeczywiście przedmiot w edukacji dziecka jest najważniejszy?
Grecki ideał kształcenie ogólnego enkyklos paidea, jak i rzymska kultura miały na celu dopełnienie braków natury. Cultura animi (Cyceron), na podobieństwo uprawy roli, zajmowała się „uprawą ducha” [1]. Chodziło o ogólne usprawnienie i ukierunkowanie umysłu dziecka na poznanie Prawdy, Dobra i Piękna.
Ideał kształcenia klasycznego
„Uprawie” podlegał umysł, wola, popędy (uczucia), ciało. Efektem „uprawy” umysłu były sprawności teoretyczne (mądrość, wiedza, inteligencja) oraz praktyczne (sztuki piękne i rzemieślnicze, techniczne). Dodatkowo cnota roztropności kształciła intelekt w umiejętności kierowania własnym życiem, wolę zaś usprawniała w czynieniu dobra społeczna cnota sprawiedliwości; niskie popędy z kolei i uczucia opanowywała cnota umiarkowania, a popęd zdobywczy – męstwa. Nie lekceważono również ciała. Owocem pracy w tym zakresie było zdrowie, zwinność, siła. Chrześcijaństwo zwróciło uwagę na nadprzyrodzony charakter wspomnianych cnót i dodało nowe, odnoszące się do Boga: miłość, wiarę i nadzieję[2].
Wśród tych sprawności wychowanie cnót teologalnych i moralnych oraz wspomagające ich rozwijanie ogólnych sprawności umysłu ma niewątpliwie priorytet, gdyż posiadanie ich jest niezbędne w perspektywie zasadniczego celu życia, jakim jest dążenie do szczęścia poprzez osiągnięcie pełni człowieczeństwa (Starożytność) i uświęcenia (Średniowiecze). Z kolei przedmioty zawarte w quadrivium, dziś byśmy powiedzieli matematyka i przyrodoznawstwo[3], przygotowują do zrozumienia nauk technicznych, mając znaczenie czysto praktyczne. Do nich Starożytność nie przykładała wielkiej wagi, mówiąc wprost – lekceważyła je.
Greckie słowo techne oznacza sztukę, czyli przede wszystkim umiejętność tworzenia przedmiotów materialnych: użytecznych i pięknych (choć istnieją także umiejętności polegające na tworzeniu dzieł duchowych, np. sztuki wyzwolone). Antyczna pogarda dla techniki nie wynikała li tylko z kultu „szlachetnego nieroba”. Co prawda, Starożytność akceptowała niewolnictwo, uważając pracę fizyczną za niegodną człowieka wolnego[4], niemniej problem jest głębszy i trudno go ograniczać tylko do panujących wówczas „mód i trendów” społecznych.
Badacz tego zagadnienia Henri-Irénée Marrou pisze: „myśl antyczna świadomie nie chciała wstąpić na drogę, na którą z takim zaślepieniem ugrzęzła cywilizacja nowożytna” [5] i w innym miejscu: „w łonie każdej techniki drzemie straszliwy imperializm. Każda technika podlega sobie tylko właściwej logice; ta rozwija się sama przez się, po sobie tylko właściwej linii, staje się celem sama w sobie i w końcu obezwładnia człowieka, który się nią posługuje”[6].
Jest to ważna konstatacja. Wybór takiej a nie innej drogi kształcenia nie wynikał w Starożytności z przyczyn społecznych. Jeśli te czynniki miały wpływ, to na pewno nie był to wpływ decydujący. Starożytna paidea była efektem dogłębnej znajomości natury ludzkiej wypracowanej przez filozofów.
Po pierwsze – charakter
Kształcenie zawodowe i specjalistyczne musi ustąpić zatem przed kształceniem charakteru (dążeniem do uświęcenia) oraz ogólnym formowaniem umysłu. Ale czemu z kolei dać pierwszeństwo: cnotom moralnym i teologalnym czy sprawnościom umysłu teoretycznego? Stawianie takich pytań jest nieco ryzykowne ze względu na wzajemne „przenikanie” się aktów intelektualnych i wolicjonalnych w trakcie dorastania.
Treści umysłu motywują do dokonywania określonych wyborów moralnych, budując cnotę. Trudno więc kształcić cnoty z całkowitym pominięciem intelektu. Niemniej w pierwszych latach życia (tzw. okres przedszkolny) jego wpływ jej mniejszy. Dziecko w mniejszym stopniu analizuje przekazywane mu treści, przyjmując je raczej biernie, na wiarę. Uszlachetnianie natury odbywa się także poprzez naśladownictwo rodziców, opowieści dostosowane do wieku i umysłowości oraz poprzez oddziaływanie systemu kar i nagród.
Chcąc niechcąc rozum odgrywa w tym okresie mniejszą rolę w wychowaniu, niż w wieku starszym, dlatego pierwszeństwo dawano niegdyś kształceniu charakteru. Ale nawet w wieku późniejszym obrazy dostarczane rozumowi mają za zadanie utwierdzać w cnotach. Na poziomie szkoły średniej w świecie antycznym uczniowie czytają klasyków, motywując się przede wszystkim do ćwiczenia w cnotach.
Inaczej było na poziomie szkoły elementarnej. Tam nauczanie sztuk wyzwolonych sprowadzało się głównie do nauki czytania i pisania (czasami liczenia) i w związku z tym miało charakter czysto techniczny. Traktowano je jako wstęp do właściwego kształcenia filologicznego i zdecydowanie oddzielano od wychowania „do dzielności” (cnót). Widać to chociażby nawet po sposobie dobierania pedagogów edukujących dziecko.
Nauczyciel w greckiej szkole nie cieszył się wielkim poważaniem. Nie wymagano od niego specjalnych umiejętności pedagogicznych, nie zarabiał zbyt wiele, a jego status społeczny był niski. Bo cóż właściwie robił ówczesny nauczyciel w szkole elementarnej? Zajmował się dosyć „prymitywnym” zajęciem sprowadzającym się do „wzbogacania technicznego umysłu dziecka”[7]. Co innego uczyć prostych umiejętności, nawet stricte intelektualnych (to może robić każdy kto skończył szkołę), a co innego usprawniać człowieka w sprawach najważniejszych z punktu widzenia zasadniczego celu życia człowieka – szczęścia (tylko całkowite panowanie nad sobą daje szczęście według Greków).
Tego zadania może podjąć się tylko ktoś, kto odpowiedzialnie podejdzie do wychowania dziecka. Dlatego najczęściej byli to rodzice bądź paidagogos. To nie szkodzi, że ten drugi był zazwyczaj niewolnikiem. W końcu nie każdego było stać na takiego wychowawcę, jak Arystoteles (którego uczniem był Aleksander Macedoński). Paidagogos był za to domownikiem, często wykształconym człowiekiem i dlatego godnym powierzenia tak ważnego zadania [8].
Urealnianie szkolnictwa
Przyczyn odejścia od antycznego ideału wychowania w szkolnictwie, które obecnie wyakcentowało tzw. nauki realne (dawne sztuki użyteczne), należy poszukiwać w ogólnej zmianie celu nauki. Czasy odrodzenia i oświecenia przyniosły duże zmiany w tym zakresie, których tło miało głównie charakter filozoficzny. O ile wcześniej celem było poznanie prawdy dla niej samej (akcent na théoría), to tzw. nowożytność wyakcentowała użyteczny aspekt poznawania (poíésis). Istotny w poznaniu stał się praktyczny wymiar prawdy. Ten utylitaryzm doprowadził z czasem – jak uczą przedstawiciele „filozoficznej szkoły lubelskiej” – do przekształcenia nauki w technologię, a w sferze humanistycznej – do przekształcenia filozofii w ideologię” [9].
Nałożenie się na to zjawisko określonych procesów społecznych doprowadziło do podniesienia znaczenia szkolnictwa zawodowego i matematyczno-przyrodniczego, kosztem „nieprzydatnego” ogólnego. Istotną rolę odgrywa tu swoisty awans matematyki. Skoro odrzucono prawdę teoretyczną, to nową, praktyczną, należało jakoś udowodnić, zmierzyć. Już Platon twierdził, że materia została przez Demiurga skonstruowana po uwzględnieniu proporcji matematycznych.
Matematyka miała za przedmiot sferę cyfr znajdującą się między ideami a światem materialnym. Słowem – świat zmysłowy powstał dzięki matematyce. U Arystotelesa ilość była jedną z kategorii bytu, w filozofii pitagorejsko-platońskiej stanowi wyłączną kategorię bytową [10]. Co prawda w Grecji niekiedy nauczano podstawowych działań matematycznych zarówno na poziomie podstawowym lub średnim, ale generalnie dominowało kształcenie literackie, wypierające „matematyki” i inne przedmioty zawodowe (np. medycyna), na wyższy poziom edukacji [11].
Matematyka stwarza „klimat jakby ogołocony, oderwany od życia”[12]. Świat liczb jest abstrakcyjny, odrywa od realności. Jest niezbędnym „podkładem”, fundamentem dla przedmiotów technicznych, np. w architekturze i budownictwie. Preferowanie w systemach szkolnych matematyki zawsze pociąga za sobą „technicyzację szkolnictwa” i wejście na drogę wyznaczoną przez modernistyczną tradycję w filozofii.
Wraz z matematyzacją szkolnictwa nastąpił skręt w stronę przyrodoznawstwa, które ze swej istoty zajmuje się materią i odkrywaniem jej tajników. Odkrycia te mają służyć człowiekowi, ułatwiać mu życie, czyli badają prawdy praktyczne [13]. Klimat sekularyzacji połączony z naciskiem na przyrodoznawstwo prowadzi do materialistycznego wykładania takich przedmiotów jak biologia, fizyka, czy chemia. Jeżeli bowiem na lekcjach biologii przekonuje się uczniów, że wszystko ma przyczynę w genach, że istnieje nawet gen wiary, dzięki któremu wierzymy, to jest to wykładnia czysto materialistyczna. Bo to, czy ktoś ma (nawet gdyby odkrycia współczesnych biologów z czasem się potwierdziły) dzięki genom wrodzoną skłonność do wierzenia bądź nie, nie ma obiektywnego wpływu na istnienie bądź nieistnienie Boga.
Jeśli zatem biolog, fizyk, chemik wyjaśnia jakieś zjawisko, w oderwaniu od szerszego kontekstu, utrwala u młodzieży przekonanie, iż wszystko ma materialne podstawy. Innymi słowy: zagęszczenie przedmiotów matematyczno-przyrodniczych w programach szkolnych, chcąc niechcąc, utrwala agnostyczno-ateistyczną wizję rzeczywistości [14].
Próba podsumowania
Najważniejsze zatem w edukacji dzieci jest formowanie cnót teologalnych i moralno-obyczajowych ponieważ one stanowią podstawę do dalszego kształcenia intelektualnego i opanowywania natury. Młody człowiek, panujący nad swoimi słabościami i wadami, np. lenistwem, może się efektywniej uczyć i kształcić swoje ogólne predyspozycje intelektualne. Co więcej, nawet edukacja szkolna powinna być podporządkowana temu zadaniu, a kształcenie intelektu ma dostarczać dla niej tylko głębszej motywacji, poprzez wnikliwsze zrozumienie natury ludzkiej i kultury, w którą człowiek wrasta.
Edukacja szkolna ma zatem preferować przedmioty wzmacniające duchowo-moralny aspekt naszego funkcjonowania w rzeczywistości społecznej. We współczesnej, „neutralnej światopoglądowo szkole”, takim przedmiotem jest z pewnością religia. Język polski i historia, o ile pełniłyby rolę dawnych sztuk wyzwolonych (tych zawartych w trivium), mogłyby również odgrywać istotną rolę w procesie edukacji. Dzisiaj jednak są to przedmioty w dużej mierze zideologizowane i nie spełniające swych tradycyjnych ról. Rozwiązaniem jest powrót do dawnego kształcenia klasycznego i włączenie do programów nauczania takich przedmiotów, jak np. język łaciński. Matematyka zaś i przyrodoznawstwo, zgodnie z tym co napisano wyżej, uzupełniają wykształcenie i przygotowują do wykonywania przyszłych zawodów.
Jeśli przedstawiona powyżej hierarchia ważności przedmiotów w edukacji pociągnie za sobą zarzut niebezpieczeństwa zapóźnienia cywilizacyjnego państwa przez „odtechniczenie” szkoły, to w takim przypadku będziemy mieli do czynienia z nieznajomością natury ludzkiej. Gdyż, jak mawiano już w Starożytności, człowiek wykształcony, dojdzie wszędzie i zdobędzie wszystko. Nawet – gdy będzie to konieczne – nauczy się matematyki.
Przypisy:
1. Por. P. Jaroszyński, Nauka w kulturze, Radom,s. 321-322
2. Myśliciele antyczni mówili o moralno-wolitywnym usprawnieniu człowieka, które nazywamy ogólnie kształceniem charakteru, zgodnie z tradycyjnym wzorem zwanym kalokagatia. Z punktu widzenia chrześcijańskiego należało by mówić raczej o dążeniu do świętości.
3. W Starożytności w skład kształcenia ogólnego wchodziły sztuki wyzwolone, dzielące się na dwa rodzaje. Pierwsze zaliczano do trivium (gramatyka, retoryka i dialektyka) miały one za zadanie uczyć czytać, pisać i generalnie kształciły filologicznie. Drugie – quadrivium (arytmetyka, geometria, astronomia, muzyka) nauczały w zakresie podstaw matematyki i ówczesnego przyrodoznawstwa.
4. „Okazuje się z tego, że młodzież powinna się oddawać takim tylko zajęciom pożytecznym, które jej nie sprowadzają do rzędu pospolitych wyrobników. Za zajęcia właściwe wyrobnikom należy uważać ten kunszt i tę umiejętność, które ciało wolnych ludzi duszę lub rozum robią niezdolnymi do stosowania i uprawiania cnoty” Arystoteles, Polityka VIII,2,1)
5. Henri-Irénée Marrou, Historia wychowania w Starożytności, Warszawa 1969, przeł. S. Łoś, s. 316.
6. Tamże, s. 320.
7. Tamże, s. 217.
8. Tamże, s. 217.
9. Por. P. Jaroszyński, dz.cyt., s. 154-155.
10. Por. tamże, s. 177-179.
11. H. Marrou, dz. cyt., s. 265.
12. Tamże, s. 317.
13. Takie „docenienie” przyrodoznawstwa jest nieznane starożytnym. Właściwie jedynym kierunkiem technicznym „uznanym” przez starożytność jest medycyna. Niemniej słynni lekarze starożytności, tacy jak Galenos i Hipokrates, jakby wstydzili się swojego fachu. Obaj powtarzają w swoich pismach nieustannie, że lekarz jest również filozofem. Sami mają wysoką kulturę ogólną i dobrze orientują się w podstawowych zagadnieniach filozofii. (Por. H. Marrou, jw.)
14. Por. P. Jaroszyński, Patrzmy na rzeczywistość, Warszawa, 1998 r.
Pierwotnie: Cywilizacja nr 14
Tak, na pewno skrytykowany sposób nie jest nam obcy. Jesteśmy nim przesiąknięci i nieprzygotowani do czegoś innego. W nauczaniu domowym jesteśmy zmuszani do „realizowania programu” ministerialnego. Nie ma czasu na uczenie się łaciny, poza tym trzeba by było mieć do tego jakieś przygotowanie.
Podstawy metafizyki (wykłady ks. prof. Maryniarczyka, korzystam też z wykładów prof. Jaroszyńskiego czy Kieresia) usiłuję włączyć przy okazji lekcji z jęz. polskiego. Jednak dzieje się to jakby przy okazji. Bardzo pomocna jest nauka katechizmu wg katechizmu korespondencyjnego wiadomego Bractwa.
Nie ukrywam, że najłatwiej uczyć się matematyki i przedmiotów przyrodniczych. 🙂
Myślę, że akurat w Pani przypadku nie jest tak źle. Ale rzeczywiście – program trzeba realizować.
Wedle tego nie należy posyłać dzieci do współczesnej szkoły, bo tam niczego się nie nauczą. Przede wszystkim źle dobrane czytanki i lektury, nieprzywiązywanie wagi do ładnego pisania, kierowanie się upodobaniami dzieci, przywiązywanie zbyt dużej wagi do tego, co dziecko czuje, małe wymagania, a w starszych klasach okrojony np. materiał z gramatyki.
Jeżeli rodzice nie mają możliwości podjęcia nauczania domowego, powinni intensywnie douczać dziecko popołudniami.
Szkoły są różne: jedne nauczą lepiej, inne – gorzej. Mi chodzi o pewną filozofię wychowania, rozłożenie akcentów, które ma wpływ na praktykę i później na funkcjonowanie społeczeństw.
Obawiam się jednocześnie, że sposób myślenia, skrytykowany w artykule, nie jest obcy wielu osobom nauczającym dzieci w domu.
Wydaje mi się, że teraz kładzie się większy nacisk na naukę przedmiotów ścisłych, nieco pomijając humanistyczne. W liceach o profilu humanistycznym program jest bardzo okrojony, w planie pojawiają się zaledwie 2-3 godziny historii tygodniowo a WOS-u np. jedna to zdecydowanie za mało. Z tym, że z drugiej strony, nauki ścisłe to przyszłość i studia w tym kierunku stwarzają większe szanse na znalezienie pracy.
Idea przekazana w tym artykule w skrócie brzmi tak: najpierw trzeba uformować charakter człowieka, nauczyć go myśleć, pisać, wyćwiczyć pamięć, a dopiero później uczyć zawodu. Dlatego w pierwszym okresie nauczania trzeba wyakcentować nauczanie ogólne, a dopiero potem ukierunkowywać na kształcenie zawodowe.
Nie twierdzę, że nie należy uczyć dzieci dobrego zawodu, zwracam tylko uwagę, że najpierw trzeba ukształtować człowieka, dopiero potem niewo… przepraszam – robotnika.