.

W przestrzeni publicznej funkcjonują zamiennie dwa modele rozumienia kary i karania w ogóle. Pierwszy opiera się na założeniu, że: „nie należy karać (także dzieci) za wyrządzane zło, bo paradoksalnie ono się „zezłośliwia” i rozrasta. Ludziom trzeba dać więcej wolności, unikać zakazów, wtedy łatwiej i szybciej odstąpią od zła.”

 Taką narrację spotyka się jako roszczeniową w stosunku do sfery wychowania. Uzasadnia się to tym, że karanie i zakazywanie – najogólniej pisząc – zniechęca dzieci do rodziców i wychowawców, budzi złe emocje, które stłumione znajdują złe ujście w starszym wieku.

Podobnie z Kościołem, który karami odstrasza rzekomo ludzi od wiary. Niektórzy sugerują, że Kościół aprobujący (np. zabijanie dzieci nienarodzonych), zachęcałby do pozostania wiernych.

Drugie rozumienie karania przeciwstawia się pierwszemu: „nie można lekceważyć zła, trzeba je karać w zarodku, zakazywać, bo inaczej rozrośnie się i wymknie spod kontroli.”

 Taka narracja pojawia się na przykład w przypadku przestępców pospolitych, przeciwników politycznych, a nawet kierowców przekraczających prędkość (sprawa radarów). To samo dotyczy kibiców, na których działanie musi być  „brutalna odpowiedź”.

Sprzeczność

Jeśli metoda zakazywania i karania oparta na represjach nie jest skuteczna w kontekście wychowania (a także Kościoła), to dlaczego jest skuteczna w walce z przestępcami różnego rodzaju?

 Trzymając się konsekwentnie narracji wolnościowej należałoby bowiem dialogować z kryminalistami, piratami drogowymi, a może nawet akceptować ich odmienność. Takie podejście pacyfikowałoby ich opór przeciw prawu, państwu i w końcowym rezultacie – agresję przeciw innym ludziom.

 Bo: jeśli to prawda, że „bici zawsze biją”, to karani więzieniem też będą chcieli ukarać innych: pobiciem, kradzieżą, zabójstwem! A obdarzenie ich „tolerancją’ i „dialogiem” zrodzi „tolerancję” i „dialog”, odmieniając ich zbłąkane dusze.

Niestety, w tych przypadkach odrzuca się narrację wolnościową. Nie wiadomo dlaczego obowiązuje tu wyłącznie narracja represywna.

Skąd ta schizofrenia i niekonsekwencja? Zjawisko można tłumaczyć na przynajmniej dwa sposoby.

 Dorośli – tak; dzieci – nie

Przez chwilę zatrzymajmy się na pierwszym sposobie. Można go opisać mniej więcej tak: „człowiek dorosły ma ukształtowane poglądy, których nie zmieni, dlatego tylko policyjną pałką i więzieniem można wymusić na nim określone zachowania. Co innego dziecko, które można kształtować do woli.”

Czy rzeczywiście karanie lub odstąpienie od niego zależy od tego czy mamy do czynienia z dzieckiem lub dorosłym? Odpowiedź brzmi: nie. A oto dlaczego?

 Po pierwsze. Jeśli dorosłych traktujemy inaczej niż dzieci, to konsekwentnie powinno się apropować metodę restrykcyjną nie tylko w odniesieniu do przestępców pospolitych czy prawicowców, ale także polityki Kościoła. Jeśli państwo karze przestępców, aby „zapobiec rozrastaniu się zła”, to dlaczego Kościół nie może analogicznie postępować, karając  heretyków i nie dopuszczając w ten sposób do rozwoju postaw heretyckich?

Teoretycznie powinien mieć do tego prawo, ale w praktyce narracja restrykcyjna jest krytykowana, gdy chodzi o Kościół. Media oburzają się na każdą wieść o zakazie wypowiadania się w mediach duchownych, zwanych „niepokornymi”.

 Wniosek: niektórych dorosłych można karać, niektórych – nie.

 Po drugie. Argument, że dzieci można wychowywać, a dorosłych już nie – jest dzisiaj konsekwentnie podważany z psychologiczno-pedagogicznego punktu widzenia. Wystarczy przejrzeć popularne portale o rodzicielstwie, aby zrozumieć, jak silny jest to trend. Niejednokrotnie podważa się możliwość jakiegokolwiek wpływania na dziecko. Wychowanie jest przestępstwem przeciw tolerancji i wolności oraz przejawem toksycznego, indoktrynacyjnego podejścia do edukacji.

 Wniosek: nie ma różnicy między dorosłymi a dziećmi, a kto uważa inaczej jest w błędzie, czyli błądzą wszyscy, którzy stoją na stanowisku, że dorosłych można karać, a dzieci – nie!

 Po trzecie. Państwo nie do końca wierzy w dialogowo-tolerancyjną metodę wychowawczą, stosowaną wobec najmłodszych. Istnieją bowiem zakłady czy ośrodki, w których izoluje się dzieci od reszty, czyli zakłada się, że nie da się ich inaczej wychować, jak metodami restrykcyjnymi.

 Wniosek: w stosunku do niektórych dzieci można stosować metody restrykcyjne!

 Po czwarte. Założenie, że dziecko zareaguje na metodę wolnościowo-dialogiczną, a dorosły – nie, jest po prostu zbyt optymistyczne. To prawda, że dorosły ma już ukształtowane przekonania i trudno mu je zmienić . Można się zgodzić, że nie posłucha tego, co mówi do niego psycholog, ale niby dlaczego miałby go posłuchać zbuntowany nastolatek?

 Wniosek: dziecko nie musi się zmienić pod wpływem racjonalnej argumentacji.

Jak widać, sprzeczności i niekonsekwencji jest tu tak dużo, nie nie da się obronić tezy o odmiennej filozofii karania dorosłych i dzieci.

 Zwykła propaganda

 Inne  – bardziej prawdopodobne – tłumaczenie sprzeczności w rozumieniu i stosowaniu kar, wiąże się z tym, że mamy do czynienia ze zwykłą propagandę. Strategie karania są zależne od punktu widzenia. Metoda represywna jest na wrogów, metoda wolnościowa zaś zostaje narzucona wrogom, żeby osłabić skuteczność ich działań.

W wymiarze społecznym operuje się zatem na przemian dwoma metodami, ale tak naprawdę wierzy się w działanie tylko restrykcyjnej! Bo skoro stosuje się ją w prawodawstwie państwowym, czyli tam, gdzie kończy się czcza gadanina, a liczy się tylko skuteczność, to pośrednio uważa się ją za najskuteczniejszą i tym samym godną polecenia.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ


Zamów: Rozumna dyscyplina
Zamów: Sztuka samowychowania
form
Zamów:Decyduj i walcz!
Zamów: Żelazna wola
Zamów:Nieposłuszne dzieci, posłuszni rodzice
.-----