.

Przeciętny, tzw. nowoczesny rodzic, odurzony pedagogiczną nowomową, myśli sobie tak: „kary są złe, bo rodzą agresję, ale nagrody – to co innego. Dowartościowują dziecko, wzmacniają psychicznie i utwierdzają w dobrym.”

Ze swej definicji muszą być pozytywne! I tu niespodzianka – nagrody także nie są trendy. Kary i nagrody w wychowaniu dziecka pełnią teraz negatywną rolę.

Jeśli już nowoczesny rodzic wchodzi na zjeżdżalnię zwaną równia pochyła, to musi zjeżdżać konsekwentnie w dół. Jeśli rezygnuje z kar, to także z nagród! Jeśli wychowuje „bezprzemocowo, dialogicznie”, to odrzuca nie tylko kary, ale i nagrody.

„Nie powinno już być nagród i kar w wychowaniu”

Dlaczego? Bo nagroda ze swej istoty zakłada karę. Jeśli dzisiaj nagradzamy, a jutro nie, bo dzieciak źle się zachowa, to w istocie karzemy go. Brak nagrody jest przecież karą. Musielibyśmy konsekwentnie wzmacniać go za każde zachowanie, niezależnie czy będzie pozytywne czy negatywne!

„Posprzątałeś pokoik – nowa komóreczka.”

„Histeryzowałeś w sklepie – smartfonik.”

Tak to by mniej więcej wyglądało u bogaczy. U biednych zamiast „komóreczki” i „smartfonika” byłyby na przykład „cukiereczki”.

Przyjmując nową perspektywę wychowawczą, „nowoczesny rodzic” musi funkcjonować w rzeczywistości bez kar i nagród w wychowaniu dzieci. Wśród dopuszczalnych „metod wychowawczych” zaś może stosować „dialog” i „emocjonalną bliskość”.

A jak to się przełoży na praktykę? Żeby obudzić ukryty potencjał, który drzemie w dziecku, nowoczesny rodzic nie może go oceniać, wartościować. Chodzi o „kształtowanie dziecka” (cudzysłów nieprzypadkowy) za pomocą więzi emocjonalnej i uruchamianie w ten sposób, ukrytych w nim, drzemiących potencjałów.

System kar i nagród, uczenie umiejętności i cnót, to opresywności, które wyzwalają tylko złe instynkty. Rodzic nie może tego zrobić, co najwyżej przez „wychowanie w bliskości emocjonalnej” może odpalić ukryty potencjał, niczym fajerwerki.

Nowoczesny rodzic poza dobrem i złem

Jeśli zaś nowoczesny rodzic, kierowany zdrowym rozsądkiem, zafrasuje się, bo pomimo intelektualnej akceptacji nowinek, stwierdzi, że dzieciak wciąż robi złe rzeczy, to musi uświadomić sobie, że znosząc kary i nagrody znajduje się już poza dobrem i złem. Moralność jest teraz kwestią umowną i cokolwiek zrobi jego maleństwo, to będzie na pewno dobre!

Owszem, bezpieczeństwo dziecka jest tu granicą, której przekroczyć nie można. Że sprzeczność? Spokojnie. Takie wyjątki są znane w tej tradycji intelektualnej. Twórca antypedagogiki H. von Schoenebeck w jednej ze swoich książek (por. „Antypedagogika – być i wspierać zamiast wychowywać”, Warszawa 1994 r., s.171) podaje przykład dwóch matek. Pierwsza to matka pedagogiczna (w naszym ujęciu tradycyjna), druga – postpedagogiczna (nowoczesna). Ta pierwsza nie dopuszcza dziecka do gniazdka elektrycznego emocjonalnie je zniewalając, czując się odpowiedzialna; druga, co prawda również nie dopuszcza, ale pozostaje w emocjonalnej wolności (nie czuje się odpowiedzialna).

Nie do końca jest jasne na czym miałoby ta wolność polegać (przynajmniej w mojej ocenie). Podobnie jest w powyższej sytuacji. Można interweniować w przypadku zagrożenia i niejako karać dziecko za takie zachowania, ale to jakby nie będą kary, bo w „emocjonalnej wolności” i „bliskości” karać nie można.

Że dziwne? Że naciągane?

Jak widać „nowoczesny rodzic” musi się nieźle nagimnastykować intelektualnie, ale cóż się nie robi, żeby być trendy.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ


Zamów: Rozumna dyscyplina
Zamów: Sztuka samowychowania
form
Zamów:Decyduj i walcz!
Zamów: Żelazna wola
Zamów:Nieposłuszne dzieci, posłuszni rodzice
.-----