.
F. W. Foerster pisał, że „asceza jest walką przeciw tyranii wpływu chwili”. W największym skrócie polega na wyrzeczeniu się pewnej przyjemności, przezwyciężeniu trudności, celem wzmocnienia ducha. To wzmocnienie możemy osiągnąć na dwa sposoby.
Pierwszy to sposób nadprzyrodzony. Rezygnujemy z dobra, ofiarowujemy coś Panu Bogu, i wtedy, zgodnie z Jego obietnicą, możemy spodziewać się w zamian łask.
Drugi wymiar jest czysto naturalny. W tym przypadku wyrzeczenie, analogicznie do treningu sportowca, wzmacnia naszą wolę w danej dziedzinie.
Jak asceza kształtuje cnotę?
Sama cnota jest idealnym umiarem w działaniu. Wada zaś upodobała sobie skrajności. Na przykład, racjonalną normą jest umiarkowanie w jedzeniu i piciu, a wadami są różne formy obżarstwa (nadmiar) oraz niedojadania (niedomiar).
Można mówić o dwóch schematach funkcjonowania ascezy w kontekście formowania cnoty:
Pierwszy polega na wyrzekaniu się nadmiaru, aby przystosować się do zachowań w ramach „normy” (umiaru). Drugi, to zrezygnowanie z umiaru i ćwiczenie się w ramach niewielkiego niedomiaru w danej dziedzinie.
Wydawać by się mogło, że formowanie cnoty powinno opierać się na powielaniu zachowań w granicach normy (pierwszy przypadek). Ale w różnych formach ćwiczeń ascetycznych bardzo często praktykowane są zachowania poniżej normy (np. post).
Asceta jak atleta
Ćwiczenia duchowe, które jakby sprzeciwiają się cnocie, gdyż nie osiągają normy, paradoksalnie służą jej wzmocnieniu. Jeśli pokonamy coś, co stwarza większy opór woli, to tym bardziej poradzimy sobie, gdy ten opór będzie mniejszy.
Można tu ostrożnie szukać analogii w sporcie. Sportowiec przebiega wiele kilometrów, żeby później te swoje 400 metrów przebiec jak najszybciej. Tutaj odmawiamy sobie czegoś dozwolonego, by w odpowiednim czasie mieć siłę powiedzieć „nie” czemuś niedozwolonemu.
Przy czym nie możemy tu przesadzać, poddając się np. zbyt wyczerpującym postom. Każda asceza nie powinna sprzeciwiać się roztropności.
Dobry artykuł ! Można dodać, że post prócz tego stanowi jak ktoś to ładnie ujął formę zadośćuczynienia, rekompensaty za naruszenie sprawiedliwości (przez nadmiar – który jest niestety w naszej kulturze normą – patrz: plaga otyłości). Czas też wreszcie napisać wyraźnie iż rzeczywisty post polega na wstrzymaniu się od przyjmowania JAKICHKOLWIEK posiłków i piciu samej wody (post całkowity) a nie tylko na nie-jedzeniu mięsa (sam jestem wegetarianinem więc tym bardziej ta forma „postu” jest dla mnie skrajną niedorzecznością). No i dobrze byłoby jeszcze napisać o trzecim aspekcie postu: nie tylko wyprasza nam Boże łaski (zwłaszcza gdy podejmowany jest z dobrą intencją), wzmacnia wolę i oczyszcza duszę z zmysłowego błota – ale uzdrawia i odmładza nasze ciała -usuwa złogi i nagromadzone toksyny, lecząc przyczyny choroby a nie ich symptomy jak to ma miejsce w przypadku farmakologicznych metod.
Karol Wojtyła:
„(…) Grzech pierworodny jako grzech znika wraz z najpierwszą łaską, którą w życiu chrześcijan przynosi sakrament chrztu św. – ale grzech pierworodny pomimo łaski poniekąd dalej trwa w duszy przez swoje skutki. I dlatego świętość, która kształtuje się w orbicie dzieła odkupienia, kształtuje się równocześnie i z łaski i z walki. W tej formie jest znana ludziom i w tej też formie jest uznawana i ceniona. Dlatego właśnie świętość jest trudna, gdyż wyrasta w wewnętrznej walce z trojaką pożądliwością: oczu, ciała i pychą żywota, którą można by także nazwać „pożądliwością ducha”. W każdej z tych pożądliwości dochodzi do głosu jakaś skłonność natury, za którą kryje się pewne dobro, ale sama skłonność jest spaczona i nieuporządkowana.
Stąd właśnie konieczność wewnętrznej walki z samym sobą, a do tej wewnętrznej walki dołącza się również walka zewnętrzna „świat” bowiem, w którym człowiek żyje i działa, cały jest przesycony skutkami grzechu pierworodnego. Grzech ten jest wszakże udziałem wszystkich ludzi, a oni tworzą „świat”.
Święci kształtują się w orbicie odkupienia, którego owocem jest łaska. Ogromne jednak energie łaski idą w pierwszej linii na przezwyciężenie skutków grzechu pierworodnego, na jakieś przytłumienie tego zarzewia, które wciąż grozi wybuchem, jeśli nie we mnie, to w drugich, to w całych społeczeństwach, czy też w całej ludzkości.
Podstawową funkcją łaski (gratia sanans) w życiu duchowym człowieka jest oczyszczenie, a dopiero w ślad za nim przychodzi oświecenie i zjednoczenie z Bogiem – każde z nich o tyle może się dokonać, o ile dojrzałe już jest oczyszczenie duszy. Gdyby nie było grzechu pierworodnego, świętość człowieka kształtowałaby się inaczej. W Maryi nie było grzechu pierworodnego i dlatego świętość Jej inaczej się kształtowała niż świętość innych ludzi. Równocześnie zaś świętość ta kształtowała się wśród ludzi noszących na sobie skutki grzechu pierworodnego.
(…)
Maryja stała się święta łatwiej o tyle, o ile samą walkę z drzemiącym w naturze zarzewiem grzechu uznałoby się za istotę świętości – ta bowiem była jej oszczędzona. Nie był Jej natomiast oszczędzony właściwy trud świętości i nieodzowny dla niej heroizm.
(…)
Nikt nie przypuści , że świętość Chrystusa była „łatwa”, chociaż nie posiadała żadnych cech tej walki z sobą, która stanowi „negatywny” aspekt świętości, konsekwencję faktu, że wyrasta ona i kształtuje się w człowieku „pomimo” grzechu pierworodnego.
Świętość Maryi, cały właściwy dla Niej proces uświęcenia, musimy wiązać z integralnym i czynnym zaangażowaniem się Matki w dzieło Syna – w dzieło odkupienia. Energie łaski nie zostały w Niej zużyte (przynajmniej w dużej mierze) na przezwyciężanie skutków grzechu pierworodnego, na „walkę z sobą” w znaczeniu podanym uprzednio – mogły więc wszystkie pójść na to , aby włączyć całe osobiste życie Maryi w dzieło odkupienia, i to w pełnym ogólnoludzkim zasięgu tego dzieła. Przyznawana Matce Chrystusa coraz wyraźniej rola współodkupicielki (alma Socia Redemptoris) tłumaczy nam i uzasadnia w nowy, bodaj że pełniejszy sposób, tajemnicę Niepokalanego Poczęcia.
(…)
Walka bowiem z samym sobą nie jest bynajmniej celem, ale tylko środkiem do celu – celem zaś jest pełny rozwój miłości, która stanowi najwłaściwszy emanat łaski”.
Karol Wojtyła „Myśli o Niepokalanym Poczęciu” 1959r „TP”
z książki „Aby Chrystus się nami posługiwał”, Znak, Kraków 2009.
W swoich artykułach akcentuję zazwyczaj to, co związane jest z „ziemskim wychowaniem”. Wynika to z prostego faktu, iż nie jestem teologiem z wykształcenia. Z drugiej strony, świadomy jestem, że bez Łaski Bożej nic nie da się zrobić. Ufam, że Czytelnicy, czytając o ziemskich metodach wiedzą, że muszą się posiłkować Łaską. Niemniej dziękuję za to przypomnienie.
To zależy. Jeśli zwalczamy wadę, to raczej staramy się wykonywać czynności w ramach normy. Jeśli chcemy cnotę umocnić, to wtedy można np. stosować roztropny post.
Uważam , że drugi schemat tj. rezygnowanie z umiaru jest znacznie łatwiejsze. Czy mam rację?
Foerster napisał tak trochę poetycznie. o „tyranii wpływu chwili”
Wytrwałość i stałość są oczywiście tutaj ważne. Ale pamiętajmy, że asceza jako taka nie jest cnotą, jest metodą budowania cnoty.
Zastanawiam się czy w tej drodze podążania od ascezy(metody) do cnoty nie ma czasem pogwałcenia zasady” nemo dat qod non habet”. człowiek który ma dobra metode łatwo osiagnie cel (cnotę) problem w tym,że chęć i umiejetnośc tworzenia sobie takiej metody ( wytrwalego praktykowania ascezy) także wymaga jakiejs cnoty wytrwałości,której zdobycie wymaga i cnoty i metody. czy nie ma w tym błędnego koła?
Temat jest ciekawy. postaram się ustosunkować do niego w jednym z najbliższych wpisów.
Witam Panie Dariuszu
F.W.Foerster określając ascezę odniósł się do „chwili”. I zapewne ma rację. Pogłębiając tę myśl, nie sposób jednak nie zauważyć, że jest to raczej zbiór „chwil” niż pojedyncze wydarzenie. Dlatego przy praktykowaniu ascezy tak ważna jest wytrwałość. Podkreślenie tej cnoty, wg mnie, plasuje się na czele poszukiwania drogi, mającej być najbardziej owocną w kształtowaniu osobowości. W kontekście ascezy, oczywiście. Jednocześnie przyjmuję apriori wcześniejsze pragnienie i decyzję budowania dobra.