.
Czy kształtując na przykład cnotę sprawiedliwości kształtujemy tylko tę jedną sprawność, czy też pośrednio inne? Innymi słowy: czy pracując nad pewnym “fragmentem” naszego charakteru równocześnie wzmacniamy go jako całość?
Jedność jest faktem
Sokrates uważał, że „cnota jest jedna, choć się różnie przejawia”. Arystoteles z kolei stał na stanowisku: że „niepodobna być we właściwym tego słowa znaczeniu dzielnym etycznie, nie będąc rozsądnym”. (Por. Natasza Szutta, Czy istnieje coś, co zwiemy moralnym charakterem i cnotą? Lublin 2017, s. 126. Na marginesie sygnalizuję, że między Sokratesem a Arystotelesem są różnice w rozumienia cnoty, ale w tym tekście nie chcę rozdrabniać się na poboczne wątki).
Z powyższego wynika, że cnoty są ze sobą połączone (teoria jedności cnót), formując jedną – formujemy w pewnym stopniu pozostałe (przy czym chodzi o cnoty moralne, a nie na przykład sztuki piękne, w których trudno się doszukać związku między umiejętnościami muzycznymi, a chociażby plastycznymi.)
Zobrazuję to na przykładzie łagodności oraz umiarkowania w jedzeniu i piciu. Wiadomo, że odczuwanie głodu sprzyja zdenerwowaniu. Ale uformowanie umiarkowania niejako wspiera łagodność, bo panując nad podniebieniem wspomagamy panowanie nad gniewem.
Z jednej strony łagodność sama może podjąć walkę ze skłonnością do nerwowości z powodu odczuwania głodu, z drugiej – nie jest dodatkowo sabotowana przez brak umiarkowania. Wręcz przeciwnie, dzięki pomocy tej drugiej cnoty nie musi tracić energii na walkę z pokusą okazywania złych emocji.
Psychologia jedności cnót
W ramach psychologii nie da się zbadać tak złożonej sprawności, jaką jest cnota moralna (na ten temat w tym artykule), ale można śledzić korelacje między nawykami, które są jednym z elementów cnoty.
W ramach tych badań przez analogię można wysnuć pewne prawidłowości, potwierdzające unitarny charakter sprawności moralnych.
Walter Mischel na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku przeprowadził głośny eksperyment zwany „testem cukierka”. Postawił badaną grupę czterolatków przed alternatywą: albo zjedzą jednego cukierka od razu, albo poczekają dwadzieścia minut i zjedzą 2.
Gdy po latach prześledzono koleje życia tych dzieci okazało się, że te, które zdecydowały się zaczekać, w życiu dorosłym były lepiej wykształcone, lepiej radziły sobie w związkach, potrafiły powściągać emocje itp. Generalnie silna wola pozwoliła im osiągać większe sukcesy życiowe, niż dzieciom z „grupy niecierpliwej”.
Wedle innych badań regularne ścielenie łóżka koreluje z wyższą wydajnością życiową, lepszym zorganizowaniem się itp. (Por. Charles Duhigg, Siła nawyku, Warszawa 2013, s. 165 – na podstawie publikacji Richard Layard 2005).
Generalnie regularna pracy dziecka w jakiejkolwiek dziedzinie zwiększa samodyscyplinę i tworzy przewagę nad innymi Tak naprawdę nie chodzi na przykład, by dziecko uczęszczało na jakieś dodatkowe zajęcia, żeby się czegoś nauczyć, ale, żeby podejmowało regularny wysiłek woli, który (to już jest moja interpretacja) formuje cnotę pilności i promieniuje na pozostałe. (Por. Charles Duhigg, Siła nawyku, Warszawa 2013 s.203 – na podstawie Todd F. Heatherton).
Z drugiej strony trzeba odnotować, że część psychologów społecznych podważa istnienie cnót w ogóle, twierdząc, że człowiek działa pod wpływem konkretnych sytuacji. Na ten temat we wspomnianym wyżej artykule.
Zamiast moralności – technika
Zanegowanie unitarności cnót ma bezpośrednie przełożenie na moralność. Jej odrzucenie prowadzi w pierwszej kolejności do sprowadzenia etyki na grunt neutralny, a w konsekwencji otwiera na budowanie praktycznej “jedności wad”. Bo życie moralne nie znosi próżni. Ale po kolei.
Gdy uznamy, że cnoty mogą funkcjonować samodzielnie (tzw. cnoty niedoskonałe), to w efekcie sprowadzimy je do technicznych umiejętności, które funkcjonują „poza dobrem i złem”.
Przykładowo, jeśli przejmiemy, że męstwo jest tylko umiejętnością zachowania zimnej krwi w obliczu zagrożenia, bez postrzegania tego czynu w szerszym kontekście moralnym, to złodziej, zabójca, czy zbrodniczy gestapowiec lub enkawudzista, będą mogli w takim samym stopniu być uznani za mężnych, jak np. szlachetny rycerz czy żołnierz broniący ojczyzny przed atakiem nieprzyjaciela.
Włamanie czy morderstwo zawsze bowiem wiąże się z podjęciem ryzyka i w sensie “technicznym” wymaga odwagi. Podobnie możemy sobie wyobrazić gestapowca czy enkawudzistę, który nie boi się świszczących kul. (Por. Natasza Szutta, dz. cyt., s 133)
Jednak już na poziomie językowym coś nam się gryzie. Jak to? Złodziej czy zabójca ma posiadać cnotę męstwa?
Analogicznie opanowanie gniewu (łagodność) również można wykorzystać do szlachetnych czynów, jak i nagannych. Ktoś perfekcyjnie panując nad emocjami może udawać sprawiedliwego i wykorzystywać brak opanowania u rozmówców do ich późniejszego atakowania.
Widzimy, że oderwanie męstwa czy łagodności od innych cnót, np. sprawiedliwości, poświęcenia, staje się jego karykaturą. Samo techniczne opanowanie danej umiejętności, będącej tworzywem sprawności moralnej, nie decyduje jeszcze o tym, że coś nią jest lub nie jest. Mówimy co najwyżej o narzędziu, które można użyć zarówno do dobra, jak i zła. Nie wypracowanie tego narzędzia, lub jego złe użycie, daje w efekcie wadę. W przypadku męstwa wadą będzie tchórzostwo (jego brak), jak i złe użycie (brawura, “odważne” czynienie zła).
Spoiwo
Cnoty będąc w jedności ze sobą muszą się jakoś łączyć. To połączenie następuje niejako w dwóch wymiarach: naturalnym i nadprzyrodzonym. W pierwszym przypadku spoiwem jest roztropność, która pomaga wynajdować najlepsze rozwiązania w konkretnej sytuacji, dobierając odpowiednie środki, poszukując optymalnego rozwiązania, które prowadzi do dobra. (Por. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, 1-2, q.65.1).
Ale ta zgodność z rozumem jest zawsze podporządkowana głównemu celowi – najogólniej można powiedzieć miłości Bożej. To ona je wiąże w całość i daje specjalną łaskę (cnoty nadprzyrodzone), aby zwrócone w kierunku ostatecznego celu ludzkiej egzystencji wspólnie wspierały się w drodze. (Por. Tomasz z Akwinu dz.cyt. q.65.2.).
Analogiczne zjawisko występuje w kontekście wad, które również wspierają się wzajemnie.
Dlatego też cnota funkcjonująca na wyspie, w oderwaniu od swojego źródła, wcześniej czy później przekształca się w wadę i poszukuje koalicjantów oraz współpracowników do realizacji własnych celów.
Innymi słowy – również wady mają swoją “teorię jedności”. Wzajemnie się popierają i wspierają. Jeśli ktoś kradnie – będzie jednocześnie kłamał, broniąc się przed oskarżeniami o kradzież; w celu realizacji kradzieży będzie zaś oszukiwał itd itp.
W efekcie taki człowiek degraduje się moralnie, bo wady pociągają go w dół.
Krytyka jedności cnót i jej odpór
Współcześni krytycy jedności cnót wskazują na to, że w praktyce jest ją trudno realizować. I rzeczywiście, ze świecą szukać tak udoskonalonego moralnie człowieka, któremu nic nie da się zarzucić i który posiadł wszystkie sprawności.
Co więcej, jedność cnót zakłada jedność uczuć. Chodzi o to, że za cnotami powinny podążać uczucia, a to jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Samoopanowanie, ale jakby wbrew woli, za którą nie idą przyjemne uczucia, nie jest bowiem cnotą w sensie formalnym. Czyny tego rodzaju mają dawać autentyczną radość, a w praktyce różnie z tym bywa.
Jak widać omawiana jedność jest rzeczywiście trudna do osiągnięcia, ale… nie wyklucza stopniowego dochodzenia do niej. (Por. N. Szutta, dz. cyt. s. 129 i 142). Już u Sokratesa nie musiała być osiągalna, raczej stanowiła pewien ideał, do którego należy dążyć. Ten ideał leży zresztą u podstaw tego, co nazywa się kształtowaniem człowieka i ukierunkowuje ludzkie dążenia ku trudnemu celowi. (Por. Ryszard Legutko, Sokrates, Poznań 2013, s. 408)
Innymi słowy – nie musimy w sposób doskonały „posiąść jednocześnie wszystkich cnót”, ale możemy wypracować je w mniejszym bądź większym zakresie. Im ten zakres jest większy, tym jesteśmy bardziej doskonali moralnie.