
.
Miarą „postępu” w wychowaniu jest nie tylko rezygnacja z kar, ale również z nagród. Co leży u podstaw takiego poglądu? W wielkim skrócie – przede wszystkim przekonanie, że kary i nagrody mają rzekomo działać krótkotrwale i na dłuższą metę być nieskuteczne.
Wedle tego stanowiska nagradzane czy karane dziecko działa pod wpływem czynnika zewnętrznego.
Z tego względu zwolennicy wychowania bez nagród i kar uważają, że młody obywatel ma się kierować wewnętrznym, można rzec bezinteresownym przekonaniem, a nie zewnętrznym (pozytywnym lub negatywnym) bodźcem.
Wychowanie bez nagród – wzniosły cel
Idea jest wzniosła. Problem w tym, że ludzka natura jest słaba, skłonna do upadku i to, co „zwierzęce”, wciąż odciąga ją od dobra.
Człowiek powinien dążyć do tego, aby w życiu kierować się miłością i bezinteresownością, ale taką postawę trzeba dopiero w sobie ukształtować. Niestety, zwolennicy wychowania bez kar i nagród, jakby nie chcieli tego uznać.
Naturalizm omawianego podejścia jest aż nadto widoczny. Dziecko samo z siebie wie co jest dobre, próba narzucenia mu stanowiska zewnętrznego przez system kar i nagród jedynie je deprawuje. W koncepcji Rousseau było podobnie, to cywilizacja, kultura, deprawowała dobrego dzikuska.
Ich naturalistyczna perspektywa nie uznaje faktu, że dziecko nie chce czynić dobra, bo coś go wewnętrznie blokuje. (Zazwyczaj są to wrodzone skłonności lub nabyte wady.) Uważają, że „naprowadzanie słowem” wystarczy.
Jednak już Arystoteles zauważał, że „namiętności” (w znaczeniu złych popędów) da się opanować tylko przez kary. Jeśli w perspektywie czeka kara, to człowiek, w tym mały człowiek (dziecko), przekalkuluje sobie czy dane działanie się opłaci.
Na rodzicielskie przekonywanie może nie zareagować, bo nie pozwoli mu na to jego słabość (wada), która przeszkadza w sprawowaniu samokontroli nad sobą. Wsparcie musi przyjść niejako z zewnątrz – w postaci nagrody lub kary.
Realizm, nawyki i cnoty
Realistycznie myślący rodzice dzięki silnym bodźcom zewnętrznym wyrabiają określone nawyki, które są wstępem do formowania cnót. Jeśli podopieczny nauczy się panować nad swoimi słabościami, łatwiej przekona się do rodzicielskich racji.
Sam nawyk – powtarzam to często – nie jest jeszcze cnotą. Sprawność moralna wymaga bowiem nie tylko dyspozycji w sferze popędliwej, ale także świadomego działania na rzecz określonego dobra. Cnota sprawia, że dana osoba postępuje adekwatnie do danej sytuacji.
Przy czym niektóre dzieci są z natury układne (w dobrym znaczeniu tego słowa) i nie trzeba ich długo przekonywać do dobra. Ale są też takie, które podejście oparte na wychowaniu bez kar i nagród, uznają za przejaw słabości bądź wręcz naiwności
Takie idealistyczne mrzonki wychowawców bezwzględnie wykorzystują.
Krótkotrwałe działanie nagród?
Jeszcze jedna sprawa: czy nagrody rzeczywiście działają krótkotrwale? Zależy jak zinterpretujemy tę krótkotrwałość. Czy możemy wyobrazić sobie robotnika, który pracuje bez otrzymywania comiesięcznej nagrody (pensji)? Wyobrazić sobie można, ale w realu takich robotników nie spotkamy.
Ludzie pracują w jednym miejscu kilka, kilkanaście lat, bądź nawet całe życie, tylko po to, aby otrzymywać wypłatę. Nie można powiedzieć, że ich motywacja jest krótkotrwała.
Nie wszystkie zatem nagrody działają krótkoterminowo!!!
Nagrody wzmacniające nas cyklicznie, pomagają utrzymać motywację na optymalnym poziomie. Można oczywiście wyciągnąć zarzut, że dziecko uczące się dla ocen, a nie dla wiedzy, nie do końca ma dobrą motywację.
Prawda jest taka, że nie zawsze da się zainteresować ucznia wiedzą, która niezbędna jest do właściwego rozwoju intelektualnego. W wielu przypadkach zainteresowanie przychodzi później. Oceny są zatem po to, by zmotywować do nauki, wtedy, gdy motywacja jest jeszcze słaba.
Ponadto krytykując nagrody zapomina się, że pomagają one tworzyć pętle nawykowe. Dzięki nim ludzie podejmuje zachowania, które prowadzą do zmiany przyzwyczajeń i w tym kontekście służą utrwalaniu pozytywnych zachowań. (por. np. Charles Duhigg, „Siła nawyku”, 2013).
Jeśli zatem miałyby krótkotrwały charakter, to pomagając tworzyć nawyki, niejako sprawiają, że skutek ich działań się utrwala.
Sprzeczność sama w sobie
Teraz o pewnym paradoksie. Zwolennicy poglądu, że maluchy mają być wychowywane bez nagród, popadają w sprzeczność.
Zazwyczaj bliżej im do psychologii humanistycznej, niż do behawioryzmu. Stoją bowiem zazwyczaj na stanowisku, że młody człowiek powinien być samosterowny.
Sprzeczność polega na tym, że z jednej strony uważają, iż nagrody negatywnie programują maluchów (pozytywny bodziec niejako deprawuje go, bo zaczyna on postępować interesowanie, dla nagrody) tym samym paradoksalnie przyjmują behawioralną perspektywę, które werbalnie odrzucają.
Bo przecież dzieci nie nagradzane i nie karane wg nich zaprogramują się na bezinteresowne działanie.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Moje poglądy nie są tożsame z behawioryzmem. Pogląd, że „zwierzęcą naturę” najlepiej okiełznać za pomocą kar i nagród był znany już na długo przed pojawieniem się behawioryzmu. Powtórzę raz jeszcze – cnota wymaga opanowania sfery popędliwej, ale to działanie jest jedynie wstępem do uformowania właściwej cnoty.
Tak czy inaczej stoją na gruncie behawioryzmu, który teoretycznie zwalczają. Podobnie, jak przed laty antypedagodzy nie chcieli, aby nazywać ich pedagogami, ale wciąż nimi byli (przyjęli tylko skrajnie naturalistyczne podejście).
ZAMÓW KSIĄŻKĘ





Ja osobiście bym polemizował. Uważam że dobrym sposobem jest nagradzanie ale nie karanie. Nawet tresując zwierzę daje mu się nagrodę za dobrze wykonane polecenia. Często dzieci się bardzo starają i czasami nie wychodzi. Strach przed karą działa destrukcyjne. Wydaje mi się że wizja nagrody działa lepiej. Już samo nie otrzymanie nagrody jest karą. A najlepszą metodą jest przekonanie o słuszności danego postępowania na żywym przykładzie. Najlepiej swoim. Ale to wymaga ogromnej cierpliwość i i czasu. Jednak biorąc pod uwagę, że wychowanie potomków to najważniejsze zadanie w życiu, każdy powinien znaleźć ten czas.
No dobrze, przyjmują paradoksalnie tę behawioralną perspektywę, ale ta okoliczność nie pomaga rozwiązać problemu, że pewnego dnia dziecko nie będzie chciało kiwnąć palcem bez nagrody. Może Pan ten aspekt jaśniej oświetlić?
Znam rodziców, którzy płącą dzieciom za np. sprzątanie. Co Pan o tym myśli?
Generalnie nie powinno się płacić, czy też dawać drogich prezentów za wykonywanie obowiązków domowych. Rodzicom nikt nie płaci za sprzątanie, podobnie powinno być z dziećmi.
Ale różnie to bywa. Znam sytuację, gdy dziecko za obietnicę materialnej nagrody zaczęło się intensywnie uczyć (nauka to też obowiązek) i przy okazji złapało bakcyla do nauki. Komputer się pojawił, ale fascynacja historią została i komputer zaczął z nią przegrywać!
Teoretycznie można sobie wyobrazić analogiczną sytuację w kontekście sprzątania – dziecko nabiera nawyku porządkowania swojego pokoju, całego mieszkania itp.
Nie mamy oczywiście pewności, że tak się stanie. Raczej mowa o wyjątkowych sytuacjach. Tego typu motywowanie niesie ryzyko wiązania pracy z obietnicą nagród materialnych. A w życiu wiele rzeczy robimy z innych pobudek, niż materialne.