
.
Henri-Irénée Marrou w książce „Historia wychowania w starożytności” przybliża nam metody nauczania praktykowane w tamtej epoce.
Z naszej perspektywy mogą być one zaskakujące. W tym artykule przywołuję kilka ciekawostek dotyczących ówczesnej metodyki nauczania (zaczerpniętych z cytowanego dzieła). Informacje te pozostawiam w zasadzie bez komentarza.
1. Symbolika liter
W starożytnej Grecji kładziono duży nacisk na naukę nazw poszczególnych liter: alfa, beta itp.
Czemu miało to służyć?
Sekret polegał na tym, że litery nie służyły Grekom wyłącznie do czytania i pisania. Dodatkowo miały znaczenie symboliczne. Wszyscy znamy biblijny cytat: „Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec”.
Litery używano również w rytuałach magicznych, a także do oznaczania nut i liczb (por. Henri-Irénée Marrou, „Historia wychowania w starożytności”, Warszawa 1969, s. 222)
2. Nauka czytania
Metodyka czytania oparta była na następującej zasadzie: najpierw poznawano litery, następnie łączono je w sylaby i w końcu czytano całe wyrazy i zdania.
Sylab nauczano kolejno: jednogłoskowych, dwugłoskowych, trójgłoskowych (w różnych wariantach). Następnie przechodzono do wyrazów: monosylabowych i dłuższych (dz.cyt., s. 222-224).
3. Bez stopniowania trudności
Metodyka starożytna kładła nacisk na nabywanie konkretnych umiejętności. Nie zawracano sobie głowy zasadą stopniowania trudności.
Szkoła antyczna bierze na cel tylko przedmiot jaki ma być poznany, nie interesuje ją podmiot poznający (czyli dziecko). Logicznie postępując nauczanie podąża od rzeczy niezłożonej do złożonej. Inne podejście „uważano za nierozsądne” (s. 221-222).
Współczesna pedagogika i psychologia odbiły w drugą stronę: chcą dostosować się do dziecka. Dla Greków takie podejście byłoby niezrozumiałe. Tak tłumaczy to Marrou:
„… dzieciństwo istnieje po to, by przeminęło i doprowadziło do dorosłości. Właściwym przedmiotem wychowania nie jest zaśliniony dzieciak… jest nim po prostu – Człowiek. Wychowanie zajmuje się dzieckiem tylko po to, by mu dopomóc w tej przemianie” (s. 311).
4. Brak interpunkcji i nie tylko
W konsekwencji powyższego podejścia serwowano dzieciom do czytania trudne, wymyślne wyrazy (coś w rodzaju naszego „Brzęczyszczykiewicza”).
Wychodzono z założenia, że gdy dziecko nauczy się czytać trudne słowa, to później nauka pójdzie, jak z płatka (s. 223-224).
Dodatkową trudnością w trakcie czytania i pisania był brak interpunkcji i dzielenia wyrazów. Pisano je jak leci, jednym ciągiem. Zamiast: „Ala ma Asa” byłoby „alamaasa”.
Przy czym małym dzieciom dawano do czytania jak najtrudniejsze zbitki słowne. Maluchy w swoich pierwszych czytankach musiały sobie poradzić ze zdaniami o mniej więcej takim stopniu trudności: „grzegorzbrzęczyszczykiewiczpowiatłąkowody”. (Oczywiście w oryginale podawano wypisy z Homera i Eurypidesa, a nie z filmu „Jak rozpętałem II wojnę światową”) (por., s. 225).
5. Akcent na głośne czytanie
Starożytność nie znała cichego czytania. „Głośno czytało się i samemu , a jeszcze chętniej kazano sobie czytać służebnikowi” (s. 226). Nie chodziło li tylko o poznanie znaczenia danego wyrazu. Dane słowo miało jeszcze odpowiednio wybrzmieć.
W ten sposób uczono równocześnie czytać i mówić (wiązało się to z kontekstem retorycznym).
6. Metody aktywizujące
W okresie rzymskim zaczęto stosować coś na kształt „metod aktywizujących” w nauczaniu. Herodos Attykus chcąc nauczyć syna alfabetu… kupił 24 młodych niewolników i wychowywał ich razem z synem.
Koncept polegał na tym, że każdemu nadał imię, odpowiadające literze greckiego alfabetu. Niezbyt lotny syn bawiąc się w strzelanego z Alfą nauczył się zatem nazwy pierwszej litery. Bawiąc się i rozmawiając codziennie z Betą, Gammą, Omegą itd., nauczył się w końcu całego alfabetu (s. 223).
W Rzymie „nauczanie aktywizujące” znane było nie tylko w tej dosyć wysublimowanej formie. Już wówczas konstruowano litery z drewna czy ciastek, pomagając najmłodszym zapoznać się z literami (por. s. 382).
W Rzymie wprowadzono też inną innowację; starsze dzieci wspierały w nauce młodsze. Spełniały rolę podobną do współczesnych korepetytorów czy zespołów pomocy koleżeńskiej (por. dz.cyt., s. 383).
7. Środki dydaktyczne
W pierwszych wiekach naszej ery książka miała postać papirusowego zwitka. Marrou podaje przykład podręcznika, który składał się z 16 liści i liczył 2m 90 cm. Nauczyciel musiał taki podręcznik przepisać, a potem teksty z niego dyktował uczniom (s. 227).
Uczniowie pisali trzcinowym atramentem rylcem bądź piórem na drewnianych tabliczkach (s. 228).
W Rzymie pojawiła się tablica. W Grecji była jeszcze nieznana (s. 383).
8. Program „podstawówki”
Stosując powyższe techniki nauczania nie możemy się dziwić, że na poziomie szkoły podstawowej nauczano tylko dwóch podstawowych umiejętności: czytania i pisania. Praktycznie nie wychodzono poza nie.
Dzieci w wieku 10 – 13 lat uczyły się wciąż liter. Platon twierdził, że cztery lata na naukę czytania i pisania to wcale nie jest długo. Nikogo nie dziwiło więc, gdy dziecko dziewięcioletnie nie potrafiło się podpisać (s. 232)
9. Nauczyciel i wakacje
Rzemiosło nauczyciela stało najniżej w hierarchii. Trzeba było mieć 20 uczniów regularnie płacących, żeby dorównać zarobkom cieśli (s. 376).
I na koniec w nawiązaniu do nadchodzących wakacji: w Rzymie trwały one od końca lipca do połowy października (s. 377).
Foto: Pixabay CC0 Public Domain
ZAMÓW KSIĄŻKĘ




