
.
Zanim wymienię i opiszę tytułowe, życiowe rady – jedna uwaga. Problemem nie jest ich znajomość, ale realizowanie w praktyce. A to możliwe jest tylko dzięki posiadaniu silnego charakteru. O formowaniu charakteru pisałem niejednokrotnie na tej stronie internetowej.
Przedstawiam zatem całkowicie subiektywny zestaw wskazówek, który okaże się coś wart – powtarzam – tylko po zastosowaniu w praktyce. A z tym zawsze jest najgorzej.
1. Nie odkrywaj swoich słabości
Baltazar Gracjan zwraca uwagę, że dopóki będziemy tajemniczy, dopóty będziemy wzbudzać respekt u ludzi. Jeśli odkryjemy się ze swoimi słabościami, znajdą się tacy, którzy wcześniej czy później to wykorzystają.
Dotyczy to także uczuć. Smutek, gniew, rozpacz, wskazują na nasze „pięty Achillesowe”, słabe obszary, nad którymi nie panujemy.
W praktyce całkowite opanowanie negatywnych uczuć jest zadaniem trudnym, dlatego sukcesem będzie, gdy te negatywne ekspresje ograniczymy do minimum.
2. Nie martw się daremnie
Ponoć ponad 90 % naszych obaw – nie spełnia się. Innymi słowy – w olbrzymiej większości spraw martwimy się na darmo, marnotrawiąc czas i tracąc energię. Zrobić wszystko co jest możliwe do zrobienia w danej sprawie i nie zajmować się nią więcej („co będzie, to będzie”) – oto zadanie.
Jest takie powiedzenie: „przyjdzie czas, przyjdzie rada”. Martwienie się na zapas nic nam nie pomoże. Gdy zaś nie możemy uwolnić się od trosk, pracujmy nad cnotą nadziei. Nadzieja rodzi odwagę i rozwiewa troski.
3. Roztropnie troskliwe podejście do pieniędzy
Pogoń za mamoną przysłania sens życia. Ale z drugiej strony lekceważenie pieniędzy prowadzi do kłopotów materialnych, uzależnienia od innych ludzi i może przełożyć się nawet na pogorszenie relacji z bliskimi.
Wypracowanie „roztropnie troskliwego” podejścia do tej kwestii, które odrzuca dwie skrajności: „liczy się tylko kasa” lub przeciwstawne: „pieniądze w ogóle nie są ważne”, jest jednym z najważniejszych zadań duchowych.
4. Nie zapracowuj się na śmierć
W pogoni za pieniędzmi (a później już nie wiadomo za czym) ludzie wpadają w pracoholizm, zaharowują się na śmierć, tracąc to, co najważniejsze, bo nie potrafią dostrzec dookolnego świata, omija ich dzieciństwo dzieci i tracą gdzieś radość życia.
Praca tak, ale bez przesady, pamiętaj o odpoczynku. Napięty zbyt mocno łuk w końcu pęka (św. Tomasz).
5. Zwalczaj słomiany zapał
Podjęcie decyzji w danej sprawie powinno wiązać się z konsekwentnym dążeniem do jej realizacji. Wycofywanie się, wahanie, niepewność, to oznaki słabego charakteru. (Oczywiście czasami trzeba mieć odwagę przyznania się do błędu, musisz rozróżnić głupi upór od wytrwałości).
Żeby uniknąć błędnych decyzji życiowych należy zachować powściągliwość. Nie „zapalać się” pod wpływem pierwszego impulsu, „dać sobie czas”. Najlepszy sposób sprawdzenia czy jesteśmy pewni swojej decyzji, to przeżycie jej w różnych stanach emocjonalnych. Jeśli w radości i smutku, gniewie i rozpaczy mamy takie samo zdanie w danej kwestii – prawdopodobnie znaleźliśmy rozwiązanie.
6. Zmieniaj rzeczywistość, zamiast się jej podporządkowywać
Z wytrwałością i zdecydowaniem wiąże się przyjęcie określonej postawy życiowej. Planując przyszłość możemy przyjąć postawę minimalistyczną – dostosowując działania do zastanej rzeczywistości, ale możemy też starać się ją zmieniać.
Ta druga postawa wiąże się zawsze z ryzykiem porażki. Niemniej bez tego ryzyka nie ma postępu. Zarządzanie tym ryzykiem, to kwestia życiowej roztropności.
7. Nie oglądaj się na innych
Ludzie mają skłonność do wypowiadania swych trosk, zmartwień i obarczania nimi innych? Jaki to ma sens? Czy przybliża do rozwiązania problemu, czy też tylko zaspokaja potrzebę odczuwania wsparcia ze strony innych?
Jeśli potrzebujemy wsparcia i otuchy, nawet w najdrobniejszej sprawie, to znaczy, że jesteśmy po prostu słabi.
8. Raczej milcz, niż mów
Większość naszych problemów i grzechów bierze się z mowy. Wypowiadane słowa często ranią innych i niszczą relacje. Dlatego jedną z największych umiejętności życiowych jest powściągliwe używanie języka.
Ale jest i druga strona medalu. Milcząc, będziemy postrzegani, jako osoby nieokrzesane i trochę… dzikie. Dlatego jak zawsze należy szukać złotego środka, umiaru, który bynajmniej nie polega na tym, że pół dnia mówimy, a drugie pół milczymy. Chodzi o to, by mówić wtedy kiedy należy, a milczeć w pozostałych sytuacjach.
Najlepiej tu kierować się starą zasadą. W pierwszej kolejności mówimy to, co: konieczne, później – pożyteczne, a na końcu – przyjemne. Z tego ostatniego powodu możesz spokojnie zrezygnować.
9. Poszukuj szlachetnego katolicyzmu
Potrzebujemy czegoś więcej niż religijnej egzaltacji, uczuciowości, efekciarstwa. Musimy oprzeć swoją wiarę na silnym fundamencie, nie zaś na bębnach i gitarach. Musimy szukać skupienia, porządku, a najlepiej odnaleźć ją w ramach naszej tradycji, sięgając do źródeł cywilizacji, uczestnicząc w MSZY TRYDENCKIEJ.
Pamiętaj – wbrew temu, co sugerują: katolicyzm jest powodem do dumy. Jest Twoją Ojczyzną (N. Dávila).
10. Wytrzymać izolację
Trzymając się twardo zasad prawdopodobnie zostaniemy sami. Mówiąc „nie” spodziewajmy się izolacji. Musimy być przygotowani na życie samotnicze, można rzec wilcze. Aby w nim wytrwać konieczna jest silna motywacja, a tej motywacji najlepiej poszukiwać w wierze i modlitwie.
Gdy przetrwamy izolację, gdy będziemy konsekwentni, wcześniej czy później znajdą się ludzie, którzy pójdą naszą drogą. Wilcza postawa rodzi tłum.
11. Rób to co robisz
Ważna uwaga: skupiajmy się zawsze na tym co aktualnie robimy. Wykonujmy dane dzieło starannie, nie przerywajmy go, doprowadzajmy do końca. Niezbędna jest pewna koncentracja na tym co się robi i staranność. Szkodliwa zaś jest maniera przerywania pracy, przeskakiwania z jednej na drugą.
Czasami, przy zadaniach długoterminowych inaczej się nie da, ale tutaj chodzi o przerywanie pracy, które jest formą lenistwa, gdy pod pretekstem zrobienia czegoś innego, nie czynimy tego, co powinniśmy.
12. Nie cierp na darmo
Bez cierpienia nie da się przeżyć życia. Wcześniej czy później ono się pojawi. Rzecz w tym, żeby nie cierpieć , jak ktoś zauważył, daremnie. Każde cierpienie ofiarowuj Bogu w konkretnej intencji, wtedy nie będzie bezwartościowe.
* * *
Listę dobrych rad można oczywiście rozwijać. Poprzestanę na tych wymienionych powyżej. Nie uważam je za „swoje”, autorskie, bo pewnie już ktoś, gdzieś, o nich wspominał.
ZAMÓW KSIĄŻKĘ





Nihil Novi Sub Sole
Adam Asnyk
Miejcie nadzieję!… Nie tę lichą, marną
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
Miejcie odwagę!… Nie tę jednodniową,
Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową
Nie da się zepchnąć ze swego stanowiska.
Miejcie odwagę… Nie tę tchnącą szałem,
która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem
Przeciwne losy stałością zwycięża.
Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystało w milczeniu się zbroić…
Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość;
Do nas należy dać im moc i zbroję,
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.
o byciu człowiekiem .
W 7. punkcie pyta Pan, jaki sens ma opowiadanie swoich trosk i zmartwień, oraz czy przybliża to do rozwiązania problemu. Uprzejmie odpowiadam.
Wypowiadanie swoich trosk wobec osób bliskich (lub takich, z którymi chcemy zbudować bliskość) pozwala zbudować lub pogłębić relację, znajomość siebie nawzajem, swoich potrzeb, sposobów odczuwania itd. Jest więc elementem tworzenia więzi międzyludzkich. Z kolei posiadanie relacji, więzi i wynikające stąd poczucie przynależności do wspólnoty, daje siłę do pokonywania przeszkód, rozwiązywania problemów.
Niekiedy, zwłaszcza kobietom, wypowiedzenie jakiejś sprawy wobec życzliwej, godnej zaufania osoby pomaga ukoić emocje, których nadmiar mącił jasność umysłu, uporządkować myśli z nią związane, w ten sposób prowadząc do lepszego zrozumienia, a w konsekwencji rozwiązania problemu. Daje to też drugiej osobie szansę, aby mogła udzielić wsparcia pomocy mówiącemu.
Podsumowując, dla zdrowia psychicznego i duchowego człowieka, a także dla miłości wzajemnej, która wszak winna być motywem przewodnim naszego żywota, jest bardzo pomocne, aby każdy miał kogoś, wobec kogo wypowie zarówno swoje radości, jak zmartwienia i troski.
tylko dzis / staram sie kazdego ranka oddac bogu i mowie niech sie stanie twoja wola nie moja panie /troszcz sie ty /od razu lepiej mowie wam i wszysto sie uklada i lzej przyjmowac dzien ,bez leku bo przeciez mam takie plecy tam na gorze i ochrone ,pozdrawiam
Bardzo fajne rady i czy ja się z uśmiechem na ustach.
Najlepsza z nich wszystkich według mnie znalazła się na siódmym miejscu i brzmi ,,Nie oglądaj się na innych” 🙂
Dziś przeczytałam powyższy tekst na portalu społecznościowym. Lubię takie enumeratywnie podsumowania. Może idziemy w ten sposób nieco na skróty, ale wprowadza to porządek do naszych przemyśleń i łatwiej je zapamiętać i wprowadzać w czyn w wymagających tego okolicznościach. Ale co innego mocno sprowokowało mnie do napisania tego komentarza. W jednym z punktów pojawiło się zalecenie uczestniczenia w Mszy Trydenckiej (szcżególnie podkreślone przez autora). Kilkakrotnie uczestniczyłam w tej Mszy, z prawdziwy duchowym przeżyciem czytam Doktorów Kościoła, etc. Niestety muszę powiedzieć, że po zetknięciu się, także w obrębie swej rodziny z tzw. Tradycjonalistami, omijam ich szerokim łukiem, o ile tylko jest to możliwe. W swoim tekście pisze Pan o pułapkach taniego, egzaltowanego katolicyzmu, o bębnach, gitarach itd. Zgadzam się w stu procentach. Jednakże po „drugiej stronie” wśród tradycjoanlistów, pułapką jest pycha, przekonanie o własnej wyższości nad „przeciętnymi katolikami”, kontestowanie, odrzucanie, wyśmiewanie niektórych hierarchów kościelnych, poczucie życia w „oblężonej twierdzy”, dostrzeganie samych zagrożeń w obecnych czasach, sianie zamętu i niepokoju w odniesieniu do Kościoła, przywiązywanie nadmiernej wagi do zewnętrznych obyczajów, strojów związanych ze sprawowaniem obrzedów katolickich. Tworzy się przez to pewien snobizm na bycie „przedsoborowym”katolikiem, co także jest pułapką, która nie pozwala „wypłynąć na głębię”. Oczywiście nie mówię tego w odniesieniu do wszystkich tradycjonalistów, ale na podstawie moich obserwacji pewnego grona osób, oraz lekturze stosownych stron internetowych, mogę pokusić sie o powyższe uogólnienia. Może się mylę. Czy Pan również spotkał się z tego typu zachowaniami? Przepraszam, za nieco może zagmatwany styl i błędy ale rzadko piszę komentarze w internecie.
Pewnie takie osoby się zdarzają, jak we wszystkich środowiskach. Ale myślę, że ktoś mający autentycznie pogłębione życie duchowe nie będzie się w ten sposób zachowywał. Ja bym jednak unikał uogólnień.
do pana adama,
podobnie odbieram,jak pani Joanna Ka mszę z elementami gwary,czyli sekciarską,
ale nie Mszę starą/jak pan nazywa,widzi pan mamy nawet problemy z nazewnictwem,
Msza Stara zaciekawiła mnie,
nie mam mozliwości uczestnictwa w takiej mszy/grupa ,która sama goscinnie uczestniczyła w jednym z krakowskich kościołów już nie istnieje/formalnie,
pamiętam z czasu dzieciństwa klimat tajemnicy Starej Mszy wraz z portretami papieży,wiszącymi nad wyjsciem/głównym,
skąd zatem doszukał się Pan w moich wypowiedziach tyle negatywnych uwag,
z pozdrowieniem i szacunkiem dla Pana doświadczeń
kobiety…niezgłębiony ocean tajemnic.. 🙂
dzis byłam na nartach,nie bardzo mi się chce odpowiadać,gdyż nawet nie raczył pan podać imienia,do kogo się pan zwraca,ale chyba do mnie
Nie oglądaj się na innych… z tym bywa różnie 🙁 na fejsbuku i tym podobnych wszyscy obnoszą się ze swoimi sukcesami, nawet wydumanymi.
panie adamie,bardzo dobrze,że odpowiedział Pan,mam akurat małe doswiadczenie i mozliwości udziału w mszy św. w obrzadku trydenckim,jak pisałam w miejscowości, której mieszkam raz w miesiącu jest msza w”obrzadku”gwarowym,
nie zauważyłam,aby miłość braterska wzrosła w środowisku,także wypowiedziałam się,że „pachnie to sekciarstwem”,
myślę,że oczekujemy jakiejś widocznej zmiany naszych zachowań wynikających ze wspólnego udziału we mszy sw. o każdym obrządku,
w moim przypadku pamietam „echa”,tej mszy i wielką tajemnicę z nią związaną
Zapraszam zatem, aby zdobyć większe doświadczenie o „obrządku trydenckim” (takowy co prawda nie istnieje) – w samym internecie znajdzie Pani masę tekstów… Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jeśli po jednej wizycie/w jednym mieście na Mszy naszych ojców zdążyła Pani wyrobić sobie negatywną opinię o niej samej i o osobach tam obecnych to doprawdy smutne. Nie wiem też co to za nowy obrządek, który Pani wymyśliła – „gwarowy”. Szatan jest królem uprzedzeń i panem doklejania skrajnie negatywnych łatek osobom/wydarzeniom, które ledwie poznaliśmy. Zechce mi Pani wskazać, „jakie widoczne zmiany naszych zachowań” – w sensie jak rozumiem pozytywnym – dostrzega Pani pośród osób uczestniczących od lat w Novus Ordo Missae? Każda Msza to tajemnica, zwłaszcza jej kulminacyjny moment – przeistoczenie, po którym kapłan mówi „oto wielka tajemnica wiary”. Bóg też jest Tajemnicą.
Do Pana Adama:
Ja nikomu nie „pluję w twarz”, odnoszę się do słów autora tekstu, który ukazuje Mszę trydencka jako lepszą niż obecnie przyjęty ryt Mszy. Przez wieki Msza zmieniała się, ludzie uświęcali się w każdym wieku i w różnych obrządkach.
Chciałam zwrócić jedynie uwagę na niewłaściwość takiego wywyższania rytu trydenckiego nad inne. Każdemu może podobać się co innego, ale takie wtręty o Mszy trydenckiej, jakoby była ona lepsza do wychowania niż inny „nowszy” ryt wydaje mi się nie na miejscu.
Ja uważam, że „nowszy” ryt jest równie wychowawczy, nie mniej niż stary.
Nieraz spotykam się z poczuciem wyższości tych, którzy chodzą na Mszę w rycie trydenckim, jakoby odkryli to, czego jeszcze mniej „tradycyjni” i mniej pobożni wierzący nie odkryli.
Takie wywyższanie się nad innymi, którzy modlą się inaczej „pachnie mi” sekciarstwem, a nie samo upodobanie w jakiejś liturgii.
A może zechciałaby Pani ukazać te zmiany mszy „przez wieki”? Nikt się nie wywyższa, choć Msza w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego jest powodem do dumy, tak jak była nią dla polskich królów, wieszczów narodowych, mieszczan i chłopstwa itd. Nie rozumiem, dlaczego na siłę szuka Pani oznak pychy u tych, którzy „przerzucili” swą miłość na dawną liturgię…oni nie modlą się inaczej niż Karol Wojtyła czy kard. Wyszyński w swej młodości. Nic mi nie wiadomo, żeby ci wielcy Polacy odetchnęli z ulgą po wprowadzeniu bocznymi drzwiami nowych obrzędów mszy; o. Pio prosił, aby mógł do końca życia modlić się „po staremu”, o. Krąpiec do końca swych dni odprawiał mszę swej młodości. Czy im też zamierza Pani zarzucić sekciarskie wywyższanie się? To tak, jakby zarzucać św. Pawłowi, że „chlubiąc się z krzyża Chrystusa” przejawiał monarchiczną wyższość wiary chrześcijańskiej względem wierzeń żydowskich czy hellenistycznych. Kłaniam się…pokornie 🙂
jest jednak
Mszą elitarną,będąc w Krakowie mogłam w niej uczestniczyć
…bo katolicy to elita :o). Jakoś naszym ojcom, dziadkom nie przyszło do głowy nazywać ją elitarną. A a prości pastuszkowie z Fatimy, Bernardetta z Lourdes – to też elita? A przecież wystarczyła im Msza Święta w niezmienionej przez 1000 lat formie i Różaniec, aby osiągnąć szczęście wiekuiste…bez wywyższania się..;)
Do Pań Joanny Ka i „imogene”:
W celebrację dawnej Mszy Świętej trzeba wejść pokornym sercem, tak jak się wchodzi w misterium spotkania z Oblubieńcem. Misterium-tajemnica, czyli coś zakrytego, niewidzialnego.. zamiast roztrząsania, czepiania się. Tradycyjna liturgia skupia serce człowieka na Bogu, współczesna na człowieku i wychodzeniu naprzeciw jego rzekomych potrzeb (rozumienia tekstu, uczestniczenia w mnóstwie śpiewów, aklamacji…takie zagadanie).
Stara Msza jest lepsza, bo sprawdzona, a to, że nazywa się ją popularnie „trydencka” jest skrótem myślowym i nie odzwierciedla jej „starożytności”, choć fakt jej istnienia w niezmiennej formie przez 400 lat wystarczająco przemawia za! (nowa forma mszy niecałe 44 lata). „Trydencka”, bo skodyfikowana po soborze trydenckim, co nie znaczy, że przed nim była inna msza! Warto przeczytać którąś z książek o historii liturgii, rozwoju mszy :-). Kanon Rzymski-obecnie tzw. Pierwsza Modlitwa Eucharystyczna zawdzięczamy być może samemu św. Piotrowi (szkielet modlitwy). Znana była i używana od co najmniej IV wieku, a w r. 600 Grzegorz Wielki nadał jej formę, które nie uległa najmniejszej zmianie przez blisko 14 wieków.
Pani Joanno, zestawiając tzw. mszę trydencką z duchem sekciarstwa pluje Pani w twarz całej rzeszy świętych Pańskich, którzy na tej mszy się wychowali (nasi przodkowie w linii prostej też!). Wracanie do pierwotnych form liturgii kłóci się z jej duchem i ze zdrowym rozsądkiem. Przed archeologizacją liturgii przestrzegał Pius XII w encyklice „Mediator Dei”, niestety mało kto go posłuchał.
Czytając Pani argumenty przypominam sobie siebie i swoje poglądy na dawną liturgię..mam nadzieję, że przejdzie Pani tę drogę podobnie jak ja: od negacji do zachwytu. Pozdrawiam serdecznie.
byłam tylko raz na mszy „trydenckiej”/w Krakowie na Dębnikach/,ale bez tekstów przygotowanych nam wcześniej właściwie byłabym biernym uczestnikiem,traktowałam to bardziej jako powtórkę z łaciny,co rozpraszalo modlitwę, nie mogę też uczestniczyć w liturgii z elementami gwary,którą znam z racji zamieszkania.
ta pierwsza zaciekawia mnie łaciną,a druga denerwuje
Najważniejsza rada – Niech zawsze Bóg będzie na pierwszym miejscu – to przyniesie radość, pokój i mądrość:
– zaczynaj i kończ dzień modlitwą,
– jeśli możesz, to codziennie bądź na Mszy Św., czytaj Pismo Święte, odmawiaj różaniec,
módl się do Ducha Świętego,
– co miesiąc spowiadaj się
– nieustannie dziękuj i uwielbiaj Boga…
Można jeszcze parę rad w tym zakresie.
Dlaczego akurat zaleca Pan Trydencką Mszę? To mi akurat zalatuje duchem sekciarstwa – najlepsza, bo „tradycyjna”.
Ja chodzę na „nowszą” i czuję, że Bóg działa we mnie, śpiewam także pieśni uwielbienia i nie przeszkadza mi to w myśleniu, raczej pomaga przezwyciężać negatywne uczucia zniechęcenia i smutku, pomaga mi zaufać Bogu i cieszyć się swoją wiarą.
Jeśli tak bardzo lubi Pan tradycję, to dlaczego nie wrócić do sposobu odprawiania Mszy, który praktykował Jezus i pierwsi chrześcijanie, czyli po dobrej uczcie i w pozycji półleżącej? 😉
Zawsze mnie dziwi ten argument, że Msza Trydencka jest lepsza, bo „tradycyjna”, czyli starsza.
Czyli „nowsza” i „starsze” od niej są gorsze?
No i teraz się zacznie. Zaznaczam, że nie będę publikował komentarzy zaczepnych, personalnych.
Dla mnie liturgia trydencka niezależnie od kwestii religijnych ma po prostu wiele walorów wychowawczych, np. pomaga się skupić, uczy dzieci cierpliwości (a tak!). Człowiek jakby wchodzi do innego świata i koncentruje się na tym co najważniejsze, tzn. Panu Bogu.
wracam z nart,jeszcze,gdy nie były tak modne,dzielę się wrazeniami,naturalna potrzeba,a potem chichot /pokoju nauczycielskim!/do dziś czuję tę moją głupią szczerość
Nie odkrywanie tych słabości (próba, bo nie zawsze to się udaje) wiąże się z pewną praktyczną obserwacją, że po prostu źli ludzie to wykorzystają. Tylko o ten aspekt mi chodziło.
Pozwalam sobie ustosunkować się do artykułu, ponieważ nie do końca zgadzam się z tymi zaleceniami. W każdym razie szczególnie nurtuje mnie zalecenie nr 1. Czy udawanie kogoś innego, lepszego niż jestem w rzeczywistości, nie powinno nazwać się kłamstwem ? Mnie to pachnie hipokryzją i oszustwem. Szlachetny katolik, który miast walczyć ze swoimi słabościami, zataja je ?Wszak taka osoba jest nieautentyczna, nieprawdziwa, nieszczera, a czasem nawet śmieszna, bo ludzie z którymi żyje prędzej czy później i tak odkryją te słabości. Można tak dywagować w nieskończoność. Może lepiej zdefiniować co kryje się pod określeniem : słabości. Mam słabość do kielicha powie lekarz i strzeli sobie setkę, zanim weźmie skalpel do ręki. Nasi politycy też zatajają swoje słabości i potem człowiek zastanawia się czy żyje w Meksyku.Mąż ma słabość do niebieskookich dziewczątek i czasem przyniesie HIV żonie itd.:) Ja mam słabość do papieroska i nie mogę tego zataić, bo wszyscy domownicy czują jak zapalę:)))
no dobrze,bowiem nadzieja rodzi odwagę i rozwiewa troski
o tym zamartwianiu,że aż 90% naszych ponurych przeczuć,obaw się nie sprawdza-optymistyczne!
ale ten „wilczy tłum”?mam wątpliwości
Dlaczego wątpliwości? Świadczenie zawsze przynosi dobre owoce.
Mysle ze warto wspomniec o tym ze tu na ziemi jestesmy „chwilowo” i nasze najwieksze wysilki powinny skupic sie na tym aby zasluzyc na zycie wieczne. Oczywiscie dzieje sie to poprzez zwykle codzienne starania, ale istotne jest aby miec ten glowny cel zawsze przed oczami. Wtedy zyskuje sie naprawde inna perspektywe :). Troche wiaze sie to z punktem 12, ktory jest mi tez bliski i zawsze takie podejscie praktykuje.
Osmiele sie zwrocic uwage, ze punkt 7 jest troche bezduszny, bo odbiera nam jakby prawo do tego zeby podzielic sie naszymi troskami z najblizszymi, a mysle, ze nie jest to nic zlego i kazdy ma prawo do chwili „slabosci”, nawet nasz Bóg – Jezus – w ogrodzie oliwnym szukal uczniow, bo poczul sie samotny w swoim cierpieniu. Chyba ze ma Pan na mysli takie nieustanne skarzenie sie i narzekanie – to faktycznie nic godnego poparcia.
Czasami dzielimy się problemami, żeby niejako zrzucić je z siebie i obarczyć nimi bliskich. Podświadomie oczekujemy pocieszenia. Zgadzam się, że jest to takie ludzkie, ale z drugiej strony, gdy przyjmuje to formę permanentno, jest dokuczliwe dla innych i świadczy o słabym charakterze danej osoby.
Czyżby ten punkt był zainspirowany dziełem „O naśladowaniu Chrystusa”? Teraz lepiej to rozumiem, po tym jak zapoznałam się z jego treścią. Zgadzam się, że ciągłe „zwierzanie sie” ze swoich problemów nie jest cnotą, ani nawet nie jest postępowaniem szlachetnym. Często w opisach osób, które można nazwać heroicznymi czytamy, slyszymy: ” nigdy sie nie skarzył,-a, zawsze uśmiechnieta, -y”. Jest to bardzo trudne..Ale faktycznie taka powsciagliwosc charakteryzuje człowieka szlachetnego. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić autorytetu moralnego marudzącego, albo wypłakującego sie komus w ramię..Niestety w obecnym postepowych czasach taki bohater jest antybohaterem, sztywniakiem niewartym uwagi..
Jakby na to nie patrzeć poprzeczka jest wysoko zawieszona.
nie każde. 🙂
Do Pani Bożeny (bez przytyków)…
„Moderniści, jak zawsze sentymentalni, odmieniają słowo 'miłość’ przez wszystkie przypadki, aż świat dostaje odruchu wymiotnego na sam dźwięk tego najwspanialszego z ludzkich słów”.
/G.K. Chesterton/
… ale wyszło z przytykiem. Nie każde wspomnienie o miłości musi być zaraz przejawem modernizmu.
Rady są wspaniałe, mądre, trudne….zwłaszcza umiejętność milczenia.
O czym Pan zapomniał? Nie wiem, ale brakuje mi w tym zestawie czegoś o miłości.
13. Pomagaj potrzebującym
„Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem”.(Iz 58,9b-10)
Bezbłędnie! Postaram się wprowadzać w czyn 🙂
Bardzo wartościowe uwagi.