.
Otrzymałem pytanie o “metodę Domana”. Próbowałem skontaktować się z osobami, którym ten temat jest bliższy – jednak bez rezultatu. Zebrałem zatem sam informacje dotyczące metody Domana i na ich podstawie (pod koniec niniejszego artykułu) przedstawiłem kilka własnych refleksji na jej temat.
Glenn Doman jest z wykształcenia fizjoterapeutą. Jego współpraca z neurochirurgiem Templeyem Fayem oraz psychologiem Carlem Delcato, doprowadziła do wypracowania w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku metody, której celem było wspieranie rozwój dzieci z uszkodzeniami mózgu. Z czasem wypracowane techniki zaczęto wykorzystywać w nauczaniu dzieci zdrowych.
Pracami nad metodą zajął się założony przez twórców metody w 1955 roku Instytut Osiągania Ludzkich Możliwości. (The Institutes for the Achievement of Human Potential – IAHP;
Glenn Doman za swoją działalność otrzymał wyróżnienia i nagrody. Jedną z najbardziej spektakularnych był tytuł szlachecki od rządu brazylijskiego w 1966 roku.
Metoda Domana – podstawy teoretyczne
Amerykańscy naukowcy, działający pod przewodnictwem G. Domana, wyszli z tzw. teorii rekapitulacji filogenezy, której hołdował neurochirurg Templey Fay. W największym skrócie – wedle tej teorii mózg ludzki ma przechodzić przez wszystkie etapy rozwoju ewolucyjnego, zanim w końcu ukształtuje się w postaci typowo ludzkiej. Z tego względu ma być on plastyczny i może rozwijać się (ewoluować), nawet pomimo pewnych uszkodzeń. Rzecz w tym tylko, by był odpowiednio stymulowany.
G. Doman twierdzi, że : „Nie ma korelacji pomiędzy uszkodzeniem mózgu a inteligencją, natomiast korelacja istnieje pomiędzy uszkodzeniem mózgu a zdolnością przekazywania inteligencji (…) Dziedziczenie genetyczne nie decyduje o rozwoju i sprawności mózgu w tak dużym stopniu jak środowisko bogate w różnorakie bodźce stymulujące”
Słowem – stoi on na stanowisku, że o wychowaniu i rozwoju dzieci decyduje głównie środowisko, a nie wyposażenie genetyczne. Rozwój inteligencji danego człowieka zależy przede wszystkim od wpływów środowiskowych. Jeżeli zatem nie ma determinacji genetycznych (wg niego każdy może być Einsteinem czy Szekspirem), to daje to olbrzymią nadzieję na wyleczenie dzieci chorych (na podstawie: Tomasz Witkowski, Tomasz Garstka, Domana-Delcato Metoda
Ćwiczenia i terapia
W terapii dzieci z uszkodzeniami mózgu metoda Domana zwraca szczególną uwagę na ćwiczenia ruchowe, tzw. patterning, czyli odwzorowanie ruchów zwierząt, które odpowiada rozwojowi ewolucyjnemu. Dziecko ćwicząc, powtarza stadia rozwoju żaby czy jaszczurki. Stosuje się także dietę, wdychanie dwutlenku węgla oraz tzw. bitowanie, czyli stymulowanie rozwoju inteligencji poprzez np. pokazywanie określonych obrazków (por. T. Witkowski., T. Garstka, jw.).
Nauka czytania opiera się na tzw. uczeniu czytania globalnego. Dzieci starają się zapamiętać całe wyrazy, zwroty czy zdania, napisane na specjalnych kartonach. Są one ukazywane przez kilka sekund i powtarzane w różnych sekwencjach.
Krytyka
Z metodą Domana cały problem polega na tym, że teoria rekapitulacji filogenezy została naukowo podważona i ostatecznie obalona w latach siedemdziesiątych XX wieku. W tym momencie cała podstawa teoretyczna metody legła w gruzach.
Amerykańska Akademia Pediatrii wydała szereg oświadczeń, w których odnosi się krytycznie do pomysłów Domana i Delcato, zwracając między innymi uwagę na przytoczony przed chwilą fakt, iż nie ma ona podstaw naukowych. Wspomniane oświadczenia były wydane w latach: 1968, 1982, 1999, 2003, 2005.
Francuska Akademia Medyczna z kolei opublikowała w 1984 roku oświadczenie, w którym mówi się nawet o moralnym oszustwie. Chodziło o to, że wysiłek finansowy i praca włożona w terapię dziecka w „metodzie Domana” ma być nieadekwatna do spodziewanych efektów. Rodzice poświęcają swój czas i majątek, a skutki tych wysiłków są dalekie od oczekiwanych.
Inne badania francuskie z 1987 roku stwierdzały w konkluzji, że nie znaleziono dziecka wyleczonego tą metodą.
Badano także dzieci uczestniczące w programach Instytutu Osiągania Ludzkich Możliwości, które zostały ponoć „cudownie” wyleczone. Okazało się, ze były to dzieci ze źle postawioną diagnozą (por. T. Witkowski, T. Garstka, jw.).
Swoją krytyczną opinię na temat metody nauki czytania globalnego wyraziła też prof. Anna Sobolewska (historyk literatury z Instytutu PAN).
“A co do toruńskiej metody [chodzi o instytut znajdujący się w Toruniu, który upowszechnia metodę wypracowana przez Domana – dop. autora] czytania globalnego (uczenie się na pamięć całych wyrazów i zdań), jest to po prostu gigantyczna strata czasu. Jako filolog nie widzę sensownych podstaw tej metody. W języku polskim każdy wyraz się odmienia i ma kilkanaście form, np. kot, kociątko, kocur, kiciuś, o kocie, kotce, kociarnia lub idę, pójdę, poszła, wyszła, zaszedł, przyjdziemy itp. Opanowanie pamięciowe naszego języka musiałoby trwać ze 100 lat!” Słowo nie jest wcale całością znaczeniową, ale „układanką” elementów, które trzeba nauczyć się składać i rozkładać, żeby sprawnie mówić i czytać. Czytanie globalne może być uzupełnieniem zwykłej, głoskowej lub sylabowej, nauki czytania” ( prof. A. Sobolewska, Rozprawa o metodzie, za: .
Kilka refleksji końcowych
Jeśli weźmiemy pod uwagę historię edukacji, to w odwiecznej wojnie pomiędzy zwolennikami nadrzędnej roli środowiska w wychowaniu, a zwolennikami wpływów wrodzonych (genetycznych), G. Doman stoi na pozycjach tych pierwszych. Na drugi plan schodzą wewnętrzne uzdolnienia, związane z bagażem genetycznym.
Amerykański fizjoterapeuta stawia tu na środowisko, dlatego wszystko można naprawić czy wyuczyć. Przypominają się w tym kontekście słowa pewnego psychologa behawiorysty, który twierdził, że z każdego dziecka może zrobić naukowca, lekarza itd.
Niewątpliwie człowiek przychodzi na świat z pewnym bagażem genetycznym, na który nakłada się praca środowiska. Te uwarunkowania mają wpływ na procesy uczenia. Jeden uczy się szybciej, łatwiej, innym przychodzi to trudniej. Stanowisko Domana, że niemal wszystko da się wypracować jest niewątpliwie iluzoryczne. Są przypadki, w których nie da się pewnych problemów pokonać. I stąd zarzuty o stwarzanie rodzicom złudnej nadziei. Wielka praca, duże pieniądze, ogromny wysiłek i nieadekwatne do tego efekty. To może dobijać.
Odnosząc się do metody czytania globalnego, tzn. uczenia samych wyrazów czy zdań na pamięć, z pominięciem głosek i sylab, to należy stwierdzić, że nauka czytania globalnego zasadniczo była w historii nieznana. Uczono dzieci czytać poprzez składanie głosek i sylab. Osobiście nie spotkałem się z przypadkiem, by ktoś nauczał całych wyrazów na pamięć. Jeśli nawet gdzieś, ktoś, coś takiego praktykował, to funkcjonował na peryferiach ówczesnej metodyki nauczania.
Niewątpliwie trzeba dawać ludziom nadzieję i próbować zmieniać trudną (chorą) rzeczywistość. Pytanie tylko: czy na zasadach przyjętych przez G. Domana? Na podstawie przytoczonych tu faktów (co chciałbym mocno podkreślić) bliżej jestem twierdzenia, że raczej trzeba szukać innych, konwencjonalnych metod pracy z dziećmi.
Metoda Domana to o wiele więcej niż tylko nauka czytania m.in. poprawa pamięci w kierunku pamięci fotograficznej, rozwijanie miłości do książek i można długo by jeszcze wymieniać. Moja córeczka ma aktualnie 26 miesięcy i w czytanie globalne, wczesną naukę matematyki i bity inteligencji, czyli najważniejsze programy Domana bawimy się już od dawna. Dodatkowo zdecydowałam się na dwujęzyczność zamierzoną i większość z tych programów realizujemy jedynie w języku angielskim. Jedynie czytanie globalne w języku polskim. Efekty tego wszystkiego są niesamowite. Polecam wszystkim pomimo krytyki w Internecie. Niedawno udało mi się dotrzeć do dorosłego, który był uczony tą metodą w dzieciństwie. Aktualnie uczy swoje własne dziecko i jest moją motywacją 🙂
Witam nauka w ten sposób nie kosztuje az tak wiele wysiłku jak późniejsza nauka czytania w szkole w wieku 6 lat ja wspominam ten okres koszmarnie, podjęłam wyzwanie wcześniejszej pracy z dzieckiem właśnie po to aby przedłużyć mu dzieciństwo gdy mając 6 lat wszyscy jego koledzy będą ślęczeć z rodzicami nad sylabizowaniem on będzie robił co chce 🙂 i ja też. Madi na 3,5 roku metoda Domana zaskoczyła mnie totalnie potrafi „odgadywać” nazwy i napisy świadomie wybrać tytuł bajki czy w książce przeczytać treść pytania „które zwierze ma różowe okulary” i na nie odpowiedzieć poprawnie. Poza tym jest zwyczajnym dzieckiem chodzącym do przedszkola. wszystkim którzy chcieli by pomóc dziecku i częściowo sobie polecam metodę. Pozdrawiam
A ja zastanawiam się nad sensem uczenia tak małych dzieci czytania. Przecież trzeba włożyć dużo wysiłku, no i pewnie niemało pieniędzy, żeby dziecko nauczyć czytać w wieku dwóch lat. Po co przyspieszać?
Teraz taka moda na przyspieszanie wszystkiego, czynienia małych geniuszy z dzieci, tylko po co? Czy nie lepiej, żeby dziecko spokojnie dojrzewało, uczyło się tego, co go interesuje, poświęcić czas na ogólny rozwój dziecka?
Pokusa istnieje, ale doświadczenie dowodzi, że przyspieszanie wielu rzeczy może raczej zaszkodzić niż pomóc, tak jak np. zbyt wczesna nauka siadania noworodka może spowodować skrzywienia kręgosłupa a zbyt wczesne posyłanie do szkoły może zniechęcić dziecko do nauki.
Zastanówmy się nad sposobem przyswajania podstaw danego języka przez dziecko.
Nabywa ono umiejętności stopniowo, będąc w stałym kontakcie z językiem mówionym rodziców.
A teraz wyobraźmy sobie sytuację, w której rodzice zostali „wyedukowani”, jakoby dziecku szkodziło takie postępowanie i zaczęli mówić do dziecka powoli sylabami, albo pojedynczymi zgłoskami (bo przecież szybkie przyswajanie całych słów przekraczać ma możliwości percepcyjne małego dziecka).
„M-a-m-a ć – ę k-o-h-a !”
„A-l-a m-a k-o-t-a.”
„P-o-d-a-j m-i s-o-k.”
itd.
Ciekawe, która z przedstawionych metod jest naturalna, a która stawia sprawę na głowie ?
To teraz pytanie o naukę czytania u Azjatów:
A jak jest w kulturach stosujących znaki ideograficzne dla całych słów ?
Czy też dzieci uczą się pojedynczych kreseczek, kropek, a potem z nich budują „słowa” ?
Czytanie całościowe jest sposobem sprawnego przyswajania informacji przez dorosłych.
Odwracając kolejność – najpierw literki, potem słowa – chcąc, nie chcąc, uczymy dziecko dukania, sylabizowania, którego musi się później oduczyć. A niektórym zostaje to na stałe.
Dlatego przedstawione w artykule rozumowanie chyba nie bardzo przystaje do rzeczywistości (choć zrozumiały jest sceptycyzm co do podejrzanych „nowinek”).
Zapewne ma Pan rację, ale mam wrażenie, że w metodzie nie chodzi jedynie o zapamiętywanie, ma to o tyle pozytywny skutek również w kwestiach komunikowania się z dzieckiem Amadeusz potrafił przynieść napis ” idziemy na spacer”, „włącz bajkę”, „chce pić sok” czy co oczywiście najcudowniejsze „kocham mamę”, w momencie gdy jeszcze nie mówił, gdyż dopiero zaczyna. Wiem, że czytanie jest złożoną czynnością i wiem, że w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób Amadeusz potrafi przeczytać krótki wyraz, który widzi po raz pierwszy, ciekawa jestem co będzie się działo dalej, bo nic na siłę i zawsze ma to być dobra zabawa. nie zgodzę się jedynie z użytym przez pana słowem „męczyć” dla mnie dla niego zawsze była to dobra zabawa, spędzanie wspólnego czasu ale i on często potrafił usiąść na dywanie i „poczytać” Na dzień dzisiejszy ma 25 miesięcy o wynikach pracy i metody będzie można coś powiedzieć za kolejne 12. Pozdrawiam
Pani Agnieszko może się Pani cieszyć , bo ma Pani zdolne dziecko, dlatego potrafił opanować litery i całe wyrazy.
Ja mam doświadczenie w uczeniu 4 naszych własnych dzieci (9, 7, 5, 2,5 latka). Przy takiej gromadzie nie ma możliwości uczyć każdego dziecka wszystkich słów. Dzieci poznają litery dzięki wrodzonej ciekawości świata i patrząc co robi w szkole najstarsze z rodzeństwa. Nasz 5 letni obecnie synek zaczął rozwiązywać w wieku 4 lat krzyżówki dla dzieci i nigdy nie był celowo uczony czytania. Najstarsza nasza córeczka pomimo, że poświęcono jej najwięcej czasu opanowała czytanie dopiero w wieku 6 lat, ale za to łątwo się uczy gry na pianinie. Synek 2,5 letni jest bardzo sprawny fizycznie i manualnie, ale nie umie jeszcze mówić, więc po co go męczyć Domannem jak on woli budować klocków.
Uczenie metodą bitów ma swoje bardzo dobre strony, bo dzieci dużo potrafią zapamiętać. Nie jestem jednak przekonany co do konieczności uczenia tą metodą czytania, które jest bardziej złożoną czynnością niż zapamiętanie kilku tysięcy obrazków obrazków.
Pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi i w niektórych przypadkach właśnie dla nich dobrze się sprawdza metoda Domanna.
Szanowni Państwo jestem mamą zdrowego dwulatka, od 3 miesiąca życia uczę go czytać metodą Domana, nie jestem z wykształcenia pedagogiem ale efekty pracy – przerosły moje najśmielsze oczekiwania. W chwili obecnej mój syn czyta zarówno po polsku jak i po angielsku w tekście jest w stanie znaleźć wyrazy które zna i je wypowiedzieć. Na II etapie nauki czytania napisałam mu dwuwyrazowe zestawienie słów „ciepły dzień”, do tego momentu znał jedynie osobne słowa ” dzień” i ciepło” jednak gdy nawet nie czytając mu tego położyłam wyraz na podłodze i zagadnęłam go aby podał mi ” ciepły dzień” on się rozejrzał i wśród kilkunastu innych wyrażeń odnalazł i podał to o co go prosiłam. W ten sam sposób nauczył się czytać poszczególne wyrażenia i zdania. Zaczął pytać mnie o poszczególne litery i obecnie jako 25 miesięczne dziecko rozpoznaje wszystkie i potrafi je wyartykułować. (zarówno po polski jak i angielsku). Dla mnie metoda Domana jest metodą dającą wyniki, które przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Pani profesor, zapewne z racji swojego wykształcenia i doświadczenia, ma podstawy do swojego twierdzenia, ja wiem jednak jedną rzecz, mam 33 lata i czytając czytam całymi wyrazami, już od jakiegoś czasu, czyli czytając książki, ucząc się chyba udało mi się zapamiętać ten ogrom różnorodności wyrazowej mającej miejsce w języku polskim, i nie chcę być uszczypliwa, gdyż nie znam się na mechanizmach rządzących kwestiami czytania, czyli nie wiem co się dzieje na drodze od słowa przez oko do mózgu, ale mój mózg zapamiętał na tyle sprawnie zapisy wyrazów w „odmianach”, że dziś nie sylabizuję. Zajęło mi to mniej niż 100 lat. Myślę, że dal mojego syna będzie to metoda wspomagająca, gdyż niedawno podszedł do samochodu widząc napis „golf” coś tam sobie pogadał pod nosem, po dotykał poszczególne wyrazy i powiedział „goulf”. Dla nie bez komentarza. Z poważaniem